Aura za oknem z pewnością nie wzbudza w nas czystych i wesołych myśli, przenikliwe zimno sprawia, że przytłumionym głosem przeklinamy pod nosem, a szary i bezbarwny świat staje się dla nas niczym więcej jak zlepkiem obrazów; prostych i niewyrafinowanych, niewzbudzających w nas niczego poza chęcią jak najszybszego dotarcia do jakiegoś ciepłego miejsca. Inne oblicze jesieni. Dogasająca piękność ginąca pod pierwszymi ciosami szronu i zimnego wichru. W takich warunkach wcale nie trudno o czarne myśli, a czasami nawet depresję. Oczywiście czynników składających się na tą chorobę jest znacznie więcej (nie będę ich wymieniał, bo nie jestem fachowym psychologiem) i nie możemy wszystkiego przypisywać zmianie pory roku, ale nie da się ukryć, że jeżeli istnieje pora roku, która jednoznacznie kojarzy się z depresją, to jest to jesień.
Po tym mało rzeczowym wstępie, możemy przejść do zasadniczej kwestii, którą mam zamiar poruszyć. Lubię bawić się słowami; sprawdzać ich pochodzenie (czy jak to się mówi fachowo: etymologię), rozkładać je na czynniki pierwsze czy znajdować podobieństwa pomiędzy różnymi językami. Jest to skądinąd całkiem przyjemna forma spędzania czasu podczas nudnych podróży (jeśli nie śpię lub nie czytam), a czasem podczas takich zabaw można zabrnąć naprawdę daleko.
Tak jak ostatnio. Zafascynowała mnie minimalna różnica tkwiąca pomiędzy słowami depresja i deprecjacja. Słownik języka polskiego definiuje pierwszy z tych fenomenów jako: "zaburzenia psychiczne z grupy zaburzeń afektywnych, charakteryzujące się m. in. obniżeniem nastroju;", a to drugie jako: "obniżenie wartości czegoś". Mimo że na pozór niewiele łączy te oba terminy, to w mojej opinii z psychologicznego punktu widzenia, coś pomiędzy nimi jest.
Uwaga na marginesie: średnio podoba mi się używanie słów psychiczny, psychologiczny etc. Moim skromnym zdaniem wypowiedź zawierająca wyrazy z tej rodziny niesie ze sobą jakąś taką suchą i sztuczną naukowość. Osobiście jest mi naprawdę trudno podejść do jakiejś sprawy z zaangażowaniem, gdy wiem, że chodzi o kwestie psychologiczne. Sytuacja zmienia się diametralnie gdy wiem, że chodzi o kwestie dotyczące duszy człowieka!
Wróćmy jednak z meandrów mojego umysłu do zasadniczego tematu tego tekstu. Jaka relacja łączy depresję i deprecjację? Czy jedna zawiera się w drugiej? Czy coś je łączy? Czy są to dwa absolutnie różne terminy?
Uważam, że te dwa pojęcia, poza faktem, że w obydwu przypadkach mamy do czynienia ze swego rodzaju spadkiem i obniżką, łączy je także nieuchronne powiązanie z egzystencją człowieka. Deprecjacja nie jest zjawiskiem wyłącznie występującym w handlu. Ile to razy spotykamy się z sytuacją, gdy jakaś znana nam osoba powtarza sobie: "Jestem do niczego", "Jestem beznadziejny" itd. I to jest właśnie deprecjacja w czystej postaci. Jak widzimy, od duchowej deprecjacji, czyli kwestionowaniu swojej wartości, jest o krok od depresji.
Czy coś można jeszcze dodać? Osobiście ze zjawiskiem deprecjacji miałem do czynienia bardzo rzadko, może dlatego, że zawsze byłem świadomy własnych zdolności i talentów (nie jest to, żadne zarozumialstwo). Jeżeli ktoś cierpi na deprecjację (jakkolwiek głupio to brzmi, bo takiej choroby teoretycznie nie ma), to powinien starannie przeanalizować swoje życie. Prędzej czy później dojdzie do wniosku, że nie da się być beznadziejnym we wszystkim i że jej osobowość ma jakieś dobre strony.
Depresja jest z kolei zjawiskiem znacznie bardziej złożonym, na którego analizę nie jestem w żadnym stopniu przygotowany pod względem merytorycznym (Cóż za odwaga! Autor przyznający się otwarcie przed czytelnikami do niewiedzy!). Cierpienie i ból z nią związane są znacznie silniejsze, a przede wszystkim znacznie bardziej niebezpieczne...
* * *
Mój profil na Facebooku
Inne teksty, które mogą Ci przypaść do gustu:
Gniew i pogarda
Uczuciowe metamorfozy
O obojętności
Jak bezboleśnie popełnić samobójstwo?
* * *
Mój profil na Facebooku
Inne teksty, które mogą Ci przypaść do gustu:
Gniew i pogarda
Uczuciowe metamorfozy
O obojętności
Jak bezboleśnie popełnić samobójstwo?
3 komentarze:
Świetny tekst! Chociaż zwrócę uwagę, że psychologia to nauka właśnie o duszy. Tak więc nawiązujące do tego dwa zdania, trochę się wykluczają.
P.S. Widzę Twój potencjał na filozofa zajmującego się analizą słów.
W tym, dość zawiłym i mało precyzyjnym, wypowiedzeniu chodziło mi tylko o to, że z prywatnego i całkowicie osobistego punktu widzenia samo słowo "psychologiczny" nie wzbudza u mnie takich samych uczuć jak określenie "dotyczący duszy", choć na pierwszy rzut oka obu określeń można używać naprzemiennie. Zdaję sobie równocześnie sprawę, że psychologia to nauka o duszy i nie staram się tego w żaden sposób kwestionować, lecz jedynie wskazuję, że różne słowa można odbierać na różny sposób.
P.S. Jeżeli każdy mój w miarę przyzwoity tekst (za taki uważam ten) miałby wskazywać na mój potencjał w danej dziedzinie, to miałbym w życiu naprawdę szerokie pole wyboru. Tak czy owak dziękuję za pochwały i liczę, że kolejne teksty (niekoniecznie z dziedziny psychologii) także przypadną do gustu.
Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
Prześlij komentarz