Mam tak czasami, że przez dobre piętnaście-dwadzieścia minut troskliwie przeglądam wszystkie działy z książkami w Empiku (uwzględniając nawet biografie czy książki z zakresu ekonomii, choć zdecydowanie to nie jest mój ulubiony "departament" literatury) i nagle, zbliżając się do kasy z tym co wyszukałem, mój wzrok pada na jakiś tytuł. Mimo że miałem zamiar już zapłacić i wyjść, poniekąd wbrew własnej woli podnoszę tą książkę, wpatruję się w okładkę, czytam to co jest napisane z tyłu, po czym bez chwili zawahania decyduję się ją zakupić. Są to zazwyczaj "strzały w ciemno" - dzieła, o których nigdy wcześniej nie słyszałem, autor jawi mi się jako postać tajemnicza i enigmatyczna.
W ostatni weekend właśnie taki "strzał w ciemno" wykonałem i uszczuplając swoje skromne zasoby pieniężne (od zawsze niemal mnie to prześladuje: z jednej strony chciałbym coś sobie zaoszczędzić na przyszłość, a z drugiej jest przecież tyle ciekawych dzieł do kupienia!) nabyłem książkę Matthew Quick'a pt. "Wybacz mi, Leonardzie". Lektura ta nie znajdowała się w żadnym dziale, leżała sobie luzem na kupie innych, jednakże na odwrocie okładki znalazłem informację, że jest adresowana do młodzieży. Jako że większość tego, co znajduje się w dziale "Literatura młodzieżowa" skutecznie odstrasza mnie od jakichkolwiek prób czytania tego, co jest przeznaczone rzekomo dla młodzieży (trapi mnie pytanie: czy to dzisiejsza młodzież jest taka beznadziejnie głupia, czy też po prostu brakuje pisarzy, którzy potrafiliby trafić do młodego czytelnika), nie robiłem sobie jakichś większych nadziei odnośnie treści. Z drugiej strony zapowiedzi typu: "książka o szukaniu zrozumienia i buncie przeciwko zasadom, którymi kierują się dorośli" czy "książka dla wszystkich samotników, wrażliwców, artystów i tych, którzy nie boją się stawiać trudnych pytań" brzmiały nadzwyczaj zachęcająco.
Przyznam, że od pierwszych stron książka mnie wciągnęła. Główną zaletą, widoczną zresztą od pierwszych akapitów tekstu, jest sposób narracji. Główny bohater, 18-letni Leonard, opisuje swoje losy w sposób zabawny, ale niebanalny. Sporo jest sytuacji, gdzie czytelnik najpierw się uśmiecha, a chwilę później uświadamia sobie gorycz, jaką niesie ze sobą dane zdanie. Opinie i wyroki są ferowane w bardzo bezpośredniej formie. Żeby nie być gołosłownym, oto fragment mówiący o jednej z koleżanek głównego bohatera: "Chodzi ze mną na fakultet z angielskiego i zaproponowała mi kiedyś dwieście dolarów za "pomoc" w napisaniu wypracowania z Hamleta. Zatrzepotała powiekami, przybrała pozę niewiniątka, wypięła cycki, ściągając łopatki i wyszeptała: "Bardzo cię proszę" tym swoim bezradnym głosikiem, którym zwraca się do nauczycieli płci męskiej".
"Wybacz mi, Leonardzie" świetnie się czyta. Rozdziały są krótkie, dotyczą poszczególnych spraw z życia bohatera i dynamizują akcję. Po paru dniach namysłu doszedłem do wniosku, że być może tak naprawdę dla autora fabuła powieści stanowi drugorzędną kwestię (nie czuć tego pod czas samej lektury), a bardziej interesuje go "wyrzucenie" z siebie pewnych obserwacji. No właśnie, obserwacji. W mojej opinii książka ta znakomicie obrazuje pewne zjawiska społeczne i w prostych, czasami żołnierskich, słowach je opisuje i naświetla. Ogromną przyjemność podczas czytania odczuwałem w chwilach, gdy tytułowy bohater demaskował obłudę i fałszywość, tak u dorosłych, jak i u dzieci.
W sporej mierze jest to książka o samotności i wyobcowaniu. I pod tym względem byłem solidnie zaskoczony, bo dobrych książek o samotności jest naprawdę niewiele. A tu, w trakcie czytania, czyniąc liczne analogie do swojego życia codziennego, momentami byłem naprawdę zdołowany. Co ciekawe, wprowadzenie elementów komicznych bynajmniej nie rozchwiało obrazu uczuć odczuwanych przez Leonarda, a w zasadzie jeszcze bardziej je scementowało. Ponadto, rzeczą godną uwagi są pytania. Autor, posługując się postaciami, zadaje czytelnikowi różne pytania. Pytania, czasami bardzo proste, czasami znacznie bardziej złożone. W tej książce, w raz z bohaterem wkraczamy na różne tereny, nie zawsze dla nas przyjemne. I to daje naprawdę do myślenia.
Wszystko fajnie, pięknie, super, ale... No właśnie. Gdyby wyciąć z tej powieści ostatnie sto stron, nie miałbym wątpliwości, że mamy do czynienia z prawdziwym arcydziełem (jak na literaturę młodzieżową). Bo przez pierwsze trzysta stron autor bezkompromisowo piętnuje frustrujące go rzeczy, bawi się językiem, fabułą i pozwala czytelnikowi z zainteresowaniem podążać za losami nietuzinkowego osiemnastolatka. Niestety, ten fantastyczny obraz zostaje mocno nadszarpnięty przez końcówkę, gdzie najpierw wprowadzone zostają elementy typowe dla współczesnej poprawności politycznej (słowa klucze: niechęć do chrześcijaństwa i kreowanie pozytywnego obrazu homoseksualizmu) oraz skonwencjonalizowanie i uproszczenie fabuły do minimum, co naprawdę daje się wyczuć.
Podsumowując, mimo wszystko polecam przeczytać tą książkę. Nie dlatego, że jej autorem jest facet, który napisał "Poradnik pozytywnego myślenia" (o czym dowiedziałem się dopiero po przeczytaniu), ale dlatego, że jest to niebanalna i dająca do myślenia, a przy tym napisana barwnym i żywym językiem powieść, opowiadająca o problemach, z którymi być może spotykamy się na co dzień, które ignorujemy i staramy się spychać poza margines naszej świadomości. A już szczególnie polecam tą książkę ludziom, którzy czują się niezrozumiani lub tym, którzy nie znoszą miałkości i pustoty.
To naprawdę świetne uczucie, gdy dostrzegasz, że ktoś myśli dokładnie to co ty.
Moja ocena: 8,5/10
* * *
* * *
0 komentarze:
Prześlij komentarz