sobota, 25 października 2014

O nijakości



 Nigdy nie byłem szczególnym fanem socjologii. Nie tylko dlatego, że ta dziedzina nauki stała się w ostatnich latach wręcz synonimem życiowej klęski i porażki, ale także z tej prostej przyczyny, że nie lubię patrzeć na życie ludzi poprzez pryzmat jakichś mechanizmów. Dla mnie każdy człowiek jest kimś wyjątkowym; nie ze względu na swoje zdolności, talenty, umiejętności czy sylwetkę, ale dlatego, że w ogóle istnieje! Oczywiście nie należy też popadać w hurraoptymizm (szczęśliwie mi to nie grozi) i przez wzgląd na niepowtarzalność każdej istoty ludzkiej uznawać ją za idealną i doskonałą. Z drugiej strony, dostrzegając wady i słabsze strony poszczególnych osób, nie możemy pozwolić by przesłoniły nam one zmysł wzroku i do cna obrzydziły naszych bliźnich. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: wszyscy ludzie mają w sobie wyrytą tendencję do czynienia zła (są grzeszni). Nikt nie jest idealny, choć z pewnością niektórym do świętości jest naprawdę blisko. Zastanówmy się jednak przez moment: gdyby wszyscy byli piękni, idealni, bezgrzeszni, postępujący słusznie, czy świat nie stałby się zwyczajnie nudny i nieciekawy? Czy człowiek, pozbawiony możliwości wyboru, pozbawiony wolnej woli, pozbawiony możliwości popełnienia błędu, byłby istotą nadal tak fantastycznie utalentowaną i wszechstronną?
Ładna ilustracja nijakości.
  Miało być bardziej socjologicznie, a wstęp jakbyśmy mieli do czynienia z filozofią lub etyką. Cóż teraz już odrzucam na bok wszystkie filozoficzne idee jakie kłębią mi się w głowie i zabieram się do opisywania pewnego zjawiska społecznego, jakie udało mi się dostrzec we współczesnym społeczeństwie. Pewna swoboda, z jaką piszę jeśli chodzi o społeczeństwo, wynika z faktu, że choć do niego, chcąc nie chcąc, należę, to jakoś nigdy nie czułem się z nim silnie związany. Od solidnych kilku lat "wędruje przez noc" przekonany o tym, że nie jestem do końca normalnym i zrównoważonym psychicznie człowiekiem. O dziwo, ta świadomość okazała się niejednokrotnie pomocna i na pewno nie spowodowała u mnie żadnych negatywnych konsekwencji, a tym bardziej depresji.
  Czymś, co naprawdę może człowieka (nie tylko tak postrzelonego psychicznie jak ja, ale w zasadzie każdego) wpędzić w czarną rozpacz, jest nijakość. Stanisław Lem powiedział niegdyś: "Dopóki nie skorzystałem z internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów". Łatwo możemy sparafrazować te słowa i odnieść do codziennej rzeczywistości. Moim skromnym zdaniem, gdy możliwość aktywnego uczestnictwa w kreowaniu kultury i sztuki stanęła otworem przed praktycznie każdym, świat poważnie stracił na powadze, a już kulturze i sztuce oberwało się naprawdę solidnie. Przypomina to mało zabawną sytuację, w której szef kuchni staje przed tłumem obszarpańców i oznajmia im: "Wy lepiej znacie się na przygotowywaniu wykwintnych potraw i od teraz to wy będziecie gotować w mojej restauracji". Składniki zaczynają fruwać na wszystkie strony, dania przygotowywane są w sposób mało wyszukany, a klientelę restauracji stanowią w większości ludzie nieprzywykli do ambitniejszych potraw, zadowalający się najprostszym posiłkiem. Sam nie jestem smakoszem, moją ulubioną potrawą jest schabowy, ale momentami czuję się naprawdę jakbym żył w świecie, w którym to obszarpańcy nie mający pojęcia o gotowaniu dobrali się do garów.
  W czym jeszcze możemy zaobserwować tą społeczną nijakość? W wielu rzeczach. W poszukiwaniu najprostszych dróg (których realizacja często przypomina walenie głową w mur), w braku kreatywnych rozwiązań, w jednokierunkowym rozwoju osobistym, w obawie przed podejmowaniem śmiałych decyzji, w przesadnej ostrożności. W uleganiu temu co konwencjonalne, co akceptowane przez "większość", co oczywiste. W bezmyślnym powtarzaniu oklepanych frazesów, w unikaniu przesady, w zastąpieniu prawdziwej sztuki i literatury jakimiś marnymi substytutami. A także w tym, czego szczerze z całego serca nienawidzę, w ograniczaniu wolności. Nie chodzi tu o jakieś więzienia zbudowane ludzką ręką. Chodzi o bariery jakie jedni ludzie stawiają przed drugimi mówiąc: "To bezsensowne!", "Po co to robisz?", "Nie widzisz, jakie grozi ci ryzyko?", "To niebezpieczne!".
Warto realizować swoje pasje?
  Świetny przykład wart przytoczenia to polscy himalaiści i szum jaki się robi wokół ich wypraw. Ludzie z pasją, z marzeniami, pragnący je zrealizować. Wiedzą na co się decydują, co im grozi, jak może się skończyć wyprawa. Wiedzą, że tam wysoko nie wszystko zależy od nich. A mimo wszystko idą, bo tak mocno kochają góry, że w ich oczach jest to warte tego całego ryzyka. A gdy dochodzi do jakiejś tragedii, w mediach głównego nurtu odnajdujemy jedynie szczekanie i plucie jadem. "Że nieodpowiedzialni" etc. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej,  chciałoby się powiedzieć, ale to całe malkontenctwo i usiłowanie włożenia ludziom do głów wstrętu do podejmowania ryzyka, jest na tyle zauważalne w dzisiejszych czasach, że nie można pozostać na to obojętnym. 
  Wstręt do ryzyka, to jedna z najbardziej charakterystycznych cech nijakości.
 W chwili kiedy gatunek ludzki przestanie podejmować ryzyko, straci jeden ze swoich najbardziej twórczych pierwiastków.
  Takim wszystkim agitatorom, ludziom, którym sytuacja, gdzie społeczeństwo roztapia się w morzu nijakości, jest tylko na rękę, którzy chcą nas sprowadzić do roli płytkich i pozbawionych marzeń niewolników, każdy, osobiście, musi powiedzieć w głębi duszy stanowcze nie. I nie chodzi tu też o to, żeby nagle stać się indywidualistą, izolować się od społeczeństwa lub odwrotnie: zacząć jakąś krucjatę uświadamiającą ludziom bezsens tego całego syfu jaki ich otacza. Chodzi o to, żeby pielęgnować w sobie ducha prawdy, ducha wolności, ducha śmiałości. 
  Żeby być człowiekiem.
  Takim prawdziwym, z krwi i kości.



0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009