wtorek, 22 grudnia 2015

Niepisane rozmowy w języku miłości

0 komentarze

 Wszystkim tytułowym rozmówcom i rozmówczyniom


 * * *
 Kawiarniany klimat. Siedzę przy niewielkim stoliku, popijam umiejętnie wystudzoną kawę, dzierżę w dłoni nieoceniony długopis, próbuję czynić notatki i obserwuję. Z wolna całym sobą oddaję się tej czynności i koncentruję wzrok na ludziach znajdujących się nieopodal mnie, pogrążonych w lekturze lub w rozmowie. Szczególnie ci ostatni zdobywają moją uwagę; ignorując różne zewnętrzne bodźce atakujące moją świadomość, próbuję się wyłączyć i całkowicie poświęcić się ich obserwacji. Wsłuchuję się w urywki słów, przypatruję się ich mimice, ich gestom. Ich spojrzenia mówią dużo, znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Podobnie ich ciała. 
  Plączący się język. 
 Śmiały wzrok konkwistadora, pewnego swego, wkraczającego na tereny ze wszech miar nadające się do podboju.
 Ostrożność doświadczonego żeglarza wypływającego na nieznane wody.
  Obietnica przygody.
  Błysk ciekawości, a może nawet fascynacji, ledwie dostrzegalny w oku.
  Niepokój, dreszcz, zagubienie.
  Tajemnica skryta w uśmiechu.
  Słowa stanowiące jedynie klucz i bramę, same z siebie nieistotne, płynne, ulotne; znikające gdzieś niedostrzegalnie zaraz po wypowiedzeniu. 
  Tląca się z tyłu głowy myśl.
  Słodko-gorzka niepewność.
  Ciepło i zaufanie, jedne z najpiękniejszych rzeczy, jakie może podarować ta druga osoba bez uszczerbku na własnym interesie.
  W końcu łapię się na tym, że choć bez większego trudu odgaduję (albo przynajmniej domyślam się) emocje rozmawiających par, to czynię to z pewną ironią, tak jakby były mi one całkowicie obce i obojętne; tak jakbym sam dawno się ich wyzbył, jakbym ich nie potrzebował. Nie jest to prawda, wręcz przeciwnie: czasem tak bardzo chciałbym stać się uczestnikiem tej gry, że zżera mnie złość i frustracja, gdy uświadamiam sobie, że jednak nie mogę.
  Robi się nieprzyjemnie. Nagle uświadamiam sobie, że pomimo tego całego teoretycznego dystansu i pewnej wyższości, z jaką się odnoszę do przedmiotów mojej obserwacji, zwyczajnie im zazdroszczę.

* * *
 Ale dlaczego? Co jest takiego niezwykłego w tych niepisanych i nieprzetłumaczalnych na język logiki rozmowach w owym tajemniczym języku miłości? Poza, rzecz jasna, przyjemnością, jakiej dostarczają one rozmówcom i rozmówczyniom?
 Jedyne, czym mogę zrekompensować mój brak doświadczenia i wiedzy w tej materii, to filozofowanie. A jako że nie lubię pozostawiać nierozwiązanych problemów i pytań bez odpowiedzi, to postanowiłem się pobawić się w spekulacje i przeprowadziłem krótki eksperyment myślowy, wskutek którego udało mi się wyprodukować w miarę sensowną odpowiedź. Brzmi ona następująco:
 Wyjątkowość i Indywidualność. Każdy posiada swój własny, indywidualny, niepowtarzalny i wyjątkowy język miłości. Każdy kładzie nacisk na inne kwestie, każdy zdobywa serce w inny sposób, każdy posiada własną wizję siebie i osoby kochanej. Każdy interpretuje miłość (i związek, który stanowi jedną z jej form) inaczej. Każdy poszukuje w niej czegoś innego. I chociaż pewne mechanizmy i algorytmy w świecie uczuć występują z zaskakującą powtarzalnością (seryjni uwodziciele, problem zdrady etc.), to nie zmienia to wyżej przedstawionego przeze mnie faktu. 
  Idźmy dalej. Gdzie jest źródło? Skąd się w ogóle bierze ów język miłości? Tu już mogę uciec się do racjonalnych przesłanek (jak na filozofa przystało, czynię to z niemałą ulgą) i uznać dwa zasadnicze źródła jego pochodzenia. Należą do nich Wychowanie (środowisko, dom rodzinny, system wartości etc.) i Charakter (wrażliwość i indywidualne cechy danej osoby). W mojej ocenie to praktycznie rozsądza sprawę i udowadnia poprzednią tezę o wyjątkowości i indywidualności każdego języka miłości; przecież istnieje niezliczona ilość postaw, jakie można wynieść z domu (uwzględniając również patologie i sytuacje skrajne), nie mówiąc już o różnorodności ludzkich postaw i charakterów (tradycyjny podział na sangwiników, choleryków, melancholików i flegmatyków może się schować). Co więcej - bardzo wiele zależy od proporcji, w jakich jedno i drugie wpływa na konkretną osobę. Równie łatwo możemy wyobrazić sobie sytuację, gdy charakter pewnej dziewczyny zostaje całkowicie zdominowany przez surowe i rygorystyczne wychowanie, jak i taką, gdzie ta sama dziewczyna buntuje się przeciw wszystkiemu, co należy do "świata rodziców", w tym także do języka miłości, jaki oni nieświadomie w niej próbują zaszczepić.
  A jeżeli dodamy do tego zmiany, jakie wywarły na konkretnym języku miłości konkretnej osoby doświadczenia z przeszłości (miłe bądź niemiłe), najpewniej dojdziemy do wniosku, że to zagadnienie jest bardziej skomplikowane i złożone, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
  Opcji jest wiele, można kombinować na wiele sposobów. 
 * * *

  Jeżeli mój tekst trafił Ci do serca i jednocześnie masz czas, odwagę oraz ochotę (a najlepiej wszystkie trzy naraz), możesz pobawić się w interpretację tego pojęcia na własnym przykładzie - w końcu posiadasz najwięcej danych i powinieneś znać siebie lepiej niż ktokolwiek inny. A jeśli brakuje Ci spojrzenia z zewnątrz, zawsze możesz zapytać przyjaciela albo tą drugą osobę, z którą jesteś w związku - oni bez cienia wątpliwości są w stanie Ci pomóc.
 
 
Read more

środa, 2 grudnia 2015

Oczekiwanie?

0 komentarze

  Zaczął się adwent, powszechnie określany w różnych chrześcijańskich środowiskach jako czas radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie i (jeżeli mamy do czynienia z wgłębieniem się w temat) ponowne przyjście Chrystusa na ziemię. W którymś ze słuchowisk (zdaje się, że w jednym z ubiegłorocznych odcinków Plastrów Miodu) o. Adam Szustak OP skrytykował to utarte przekonanie; uczynił to na tyle bezbłędnie i spektakularnie, że mi pozostaje tylko przyklasnąć jego tezom i skinąć głową z aprobatą. W tym tekście nie mam zamiaru powielać jego argumentacji, a jedynie podrzucić Ci pewną wskazówkę, jeżeli nadal nie odnalazłeś inspiracji lub motywacji, żeby na serio rozpocząć adwent. Być może ona skieruje Cię na właściwy trop.

  A zatem, rozpoczyna się Adwent. Cztery tygodnie. Jak je wykorzystasz? Co zrobisz? Możesz, w sumie tak jak zawsze, trwać w szarej codzienności, konwencjonalnie pędzić wraz z tłumem, odwiedzać Sanktuaria Współczesnych Niewolników* i przy dźwiękach nastrojowej muzyki (oraz niezastąpionego, przyprawiającego o mdłości i doprowadzającego do szału "Last Christmas") zrobić świąteczne zakupy. Możesz siedzieć w swojej rutynie, z założonymi rękami, i oczekiwać aż Chrystus zejdzie do Ciebie specjalnie z góry, wpadnie do Twojego życia z impetem, pogłaszcze Cię po główce i tak po prostu wyprostuje wszystkie krzywe miejsca Twojego życia i Twojej duszy. Owszem, może tak się stać, ale chyba dobrze zdajesz sobie sprawę, jak naiwne jest takie Oczekiwanie Na Cud.

  Pytasz więc, co proponuję w zamian? Nic skomplikowanego - zwykłe ruszenie się z miejsca, wyjście ze swojej strefy bezpieczeństwa (komfortu), zaangażowanie i włożenie większego wysiłku w to, na czym Ci naprawdę zależy. Nie zamartwianie się o przyszłość (to co się stało, to się nie odstanie) i przyszłość (wszak koniec świata może mieć miejsce w każdej chwili), nie rozwlekłe analizowanie własnych pomyłek i upadków, nie jałowe śnienie na jawie cudnej wizji dalszego życia, nie próżne zachwycanie się własnym talentem i zdolnościami. Proponuję Ci coś więcej; Szukanie. Otwarcie się na nowe doświadczenia, podjęcie ryzyka, zmianę perspektywy. I nade wszystko: działanie! 

 Jeżeli cały ten powyższy wywód brzmi dla Ciebie zbyt abstrakcyjnie, cały ten wywód można streścić jednym słowem: żyj!

Strach przed dzisiaj paraliżuje
Wczoraj i jutro moje myśli truje
Co było to było, co ma być będzie
Tu i teraz to moje orędzie

Chcę żyć dziś, tu i teraz
Nie chcę być tym kim nie jestem
Nie chcę być tam gdzie mnie nie ma
To jest dzień i to jest miejsce
 
Tam gdzie nas nie ma czas nie istnieje
Wczoraj i jutro odbiera dziś nadzieję
To co przerasta jest niemożliwe
Znaki na niebie wołają ciebie

 Od kilku dni prześladuje mnie obraz Chrystusa stojącego przed symbolicznymi drzwiami, czyli wejściem w życie każdego z nas i mówi:

Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze Mną. (Ap, 3, 20)

 Podniesiesz się z wygodnej sofy? Wyłączysz czerwonym guzikiem brzęczący telewizor? Znajdziesz w sobie krztynę potrzebnej energii i odwagi, żeby podejść do drzwi i nacisnąć klamkę, mając świadomość, że nie do końca wiesz, co Cię czeka po drugiej stronie?
 Nie wiem. Odpowiedź należy do Ciebie.

* * *

*Sanktuaria Współczesnych Niewolników to centra handlowe. Jeżeli interesuje Cię geneza tej nazwy, zerknij tu
Read more
 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009