poniedziałek, 29 czerwca 2015

Słowa, słowa, słowa....


 Ten tekst zrodził się w mojej głowie dzisiejszego wieczoru, gdy leżałem na pomoście nad Zalewem Zegrzyńskim, patrzyłem w niebo i podziwiałem z jednej strony cudowną pełnię księżyca, a z drugiej dogasający, płonący czerwienią zachód słońca. Nade mną wisiały bezkształtne, amorficzne chmury. Ich opór zdołała przełamać jedna, jedyna gwiazda. Wpatrywałem się w nią, tak jakby zaraz miała spaść, eksplodować lub zabłysnąć magicznym blaskiem. Gdzieś z oddali dobiegały mnie głosy świętujących gimnazjalistów nieznacznie psujące niezwykłą atmosferę tego wieczora. Na szczęście fale oraz kumkające żaby neutralizowały bezkształtny bełkot wydobywający się z ich ust. Pomost był niewygodny, drewno od czasu do czasu atakowało mój kręgosłup, który jednak dzielnie znosił to oblężenie. Starałem się odnaleźć tam ciszę, wejść w nią, posłuchać jej i ukoić swoje zszargane nerwy, a jednocześnie zmusić swój umysł do wysiłku, zostawiając mu pewną swobodę działania, porzucić irytującą doczesność i po raz pierwszy od dawna porozmyślać nad czymś, co bezpośrednio nie dotyczy wyłącznie mnie, lecz każdego człowieka.

 Nieświadomie moje myśli popłynęły ku miejscu, w którym się znajdowałem. I w jednej chwili, dokonałem odkrycia równie błyskotliwego, co oczywistego. Jeżeli komukolwiek chciałbym opowiedzieć o tym, czego doświadczyłem leżąc na pomoście, co zobaczyłem i co przeżyłem, musiałbym posłużyć się słowami. Bez słów nie miałbym nawet cienia szansy na zrozumienie ze strony innych. Słowa są podstawą naszej komunikacji. Słowa w zasadzie budują nasz świat, na słowach oparte są wszystkie nasze relacje, słowa stanowią drogę, którą podążają myśli ze Świata Nierzeczywistego do Świata Rzeczywistego. Bez słów (mam tu na myśli także konstrukcje gramatyczne, czasy, tryby i wszystkie te inne szczegóły, których nie rozumieją zwierzęta) bylibyśmy tylko zwierzętami. To słowa czynią nas ludźmi.

 Nie bez powodu na początku było Słowo.

 Jednakże leżąc na pomoście i nie próbując nawet ubierać tego momentu w konkretne wyrażenia, nie rozmyślając nad właściwymi przymiotnikami i przysłówkami, które doskonale oddawałyby nastrój chwili, a nawet specjalnie ignorując różne słowa kłębiące się we mnie i domagające się ucieleśnienia, nie odczuwałem ich braku. Zamknąłem oczy, tak było łatwiej. Potem przyszły obrazy i zrobiło się znacznie przyjemniej. Powiał orzeźwiający wiatr, a ja odnalazłem własne rozwiązanie tajemnicy słów i ich wpływu na nasze życie.

 Wyobraźmy sobie, że całokształt naszych doświadczeń, doznań i przeżyć to ogromna, jednolita skała bez konkretnego kształtu i formy; zwykła bryła jakich wiele. A potem przychodzimy do niej my z naszym "intelektualnym dłutem" czyli po prostu aparatem mowy oraz umiejętnością komunikacji za pomocą słów i zaczynamy obróbkę - "rzeźbienie". Każde nasze pojedyncze wspomnienie, przeżycie, doświadczenie to  fragment tej skały; z początku wydaje się, że nie posiada on (ten fragment) konkretnego kształtu i nie przypomina czegokolwiek stworzonego ludzką ręką. Wtedy właśnie do akcji wkraczają słowa - w tym porównaniu stanowiące coś a la jednolity system miar lub określony kanon piękna - mniej lub bardziej świadomie przerabiając nasze nieforemne i bezkształtne doświadczenia na z góry określone formy, zrozumiałe dla odbiorcy. Słowa prowadzą nas, niczym wyobraźnia rzeźbiarza, ku uzyskaniu określonego efektu końcowego; zasadnicza różnica między tą pierwotną formą naszych doznań a tą opisaną za pomocą słów jest taka, że o tej pierwszej nie można powiedzieć zgoła nic, o tej drugiej już można powiedzieć coś. 

 Nasunęło mi się przy tej analizie jedno pytanie: skoro używając słów, obdzieramy nasze przeżycia z autentyczności, nadajemy im (często nieświadomie) określoną formę, niekiedy bardzo różniącą się od oryginału, to czy nie lepiej byłoby porozumiewać się samymi gestami, wynaleźć nowy, niewymagający słów, sposób komunikacji albo najlepiej po prostu na zawsze zamilknąć?

 Moim zdaniem odpowiedź również kryje się w porównaniu, którym się posłużyłem powyżej. Czy w muzeach (nie Galeriach Sztuki Nowoczesnej, tylko takich prawdziwych, gdzie znajduje się Prawdziwa Sztuka) umieszcza się lite, pozbawione kształtu bryły? Nie, ponieważ nawet jeżeli mieszczą one w sobie ukryte piękno, to należy je najpierw wydobyć. Tym musi zająć się oczywiście artysta, posługując się oczywiście... formą.

 Żeby treść i przesłanie rzeźby stały się zrozumiałe dla każdego, nie tylko dla artysty, musi on użyć formy.
 Żeby treść i przesłanie naszych doznań stało się zrozumiałe dla każdego, nie tylko dla nas, musimy używać słów. 

 Innego rozwiązania tej zagwozdki nie dostrzegam, niemniej jednak pozostaję otwarty na dyskusję.


 
 

2 komentarze:

niewdzialna pisze...

Bardzo mądry tekst

Unknown pisze...

Dziękuję!

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009