Ten, kto zetknął się kiedyś z aforyzmami Oscara Wilde, zapewne domyśla się dokończenia frazy rozpoczynającej ten tekst. Ten kto nie miał takiej okazji, zapewne z niecierpliwością oczekuje na wypełnienie luki pozostawionej przeze mnie w tytule (która, jeżeli nie miałeś zamiaru tego czytać a zwabił Cię tu tytuł, doskonale wypełniła swoje zadanie). Tym razem nie będę Cię długo trzymał w niepewności.
W życiu chodzi o to, żeby by być (choć) trochę niemożliwym.
Tak napisał kiedyś Oscar Wilde i ja się z nim w stu procentach zgadzam. Nie dlatego, że był on skądinąd znakomitym pisarzem i błyskotliwym myślicielem, który pod postacią ironicznych aforyzmów przemycił mnóstwo cennych obserwacji i spostrzeżeń, lecz dlatego, że sama idea kryjąca się w tym wyrażeniu wydaje mi się pociągająca i inspirująca.
Dobre powiedzenia i porzekadła są dobre albo dlatego, że zawierają w sobie pewne uniwersalne prawdy, zrozumiałe dla każdego człowieka, albo dlatego, że można je interpretować na wiele sposobów. Cytat, który uczyniłem punktem wyjścia dla tego tekstu trafia w sedno, bo spełnia oba te kryteria; z jednej strony odpowiada na elementarne pytanie o sens życia, zadawane przez ludzi od samego zarania dziejów, które nigdy nie straciło i najprawdopodobniej nigdy nie straci aktualności, z drugiej pozostawia nam pewną swobodę myśli i to w nasze ręce oddaje decyzję o ostatecznym kształcie refleksji, do której ma zamiar nas zaprowadzić. Brzmi to dość skomplikowanie, więc, żeby Cię nie zamęczać moimi filozoficzno-lingwistycznymi wynurzeniami, wyłożę to najprościej jak się da: zdefiniowanie znaczenia sformułowania "być (choć) trochę niemożliwym" należy do nas.
A zatem, co znaczy "być (choć) trochę niemożliwym"? W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na słowo "trochę". "Trochę" nie znaczy "do końca". "Trochę" nie znaczy "w pełni". "Maksymalnie". Trochę to trochę, niewiele, ciut. Gdy słyszysz zdanie "zjadłbym trochę śliwek", nie wiesz ile dokładnie tych śliwek miałoby wylądować w żołądku Twego rozmówcy. Równie dobrze mogłoby to być kilka, kilkanaście sztuk lub dwie torby (nie jestem specjalistą od śliwek, ale chyba nie sprzedaje się ich w łubiankach, prawda?).
Posłużę się tym jakże obrazowym porównaniem, żeby wytłumaczyć o co mi chodzi. Przyjmijmy (wiem, że to absurdalne, ale to tylko eksperyment myślowy; zaufaj mi) hipotetycznie, że sens życia zawiera się w jedzeniu śliwek i jednocześnie załóżmy, że śliwki w naszym świecie z niewiadomych przyczyn są towarem trudno dostępnym, np. zbiera się je tylko raz na cztery lata i to w niewielkich ilościach, bardzo szybko gniją i nieustannie atakują je insekty. W tym świecie jedni będą twierdzić, że prawdziwy sens życia kryje się w konsumowaniu tylko najdorodniejszych, najsmakowitszych lub najbardziej fioletowych gatunków, inni niezachwianie wierzyć będą w konieczność równego obdzielania śliwkami całego społeczeństwa, kolejni będą gromadzili śliwki dla własnej satysfakcji i poczucia wyższości, a jeszcze inni będą uważali, że nie powinniśmy oglądać się na rodzaj lub sposób przyrządzenia, lecz zjadać wszystkie, jakie wpadną nam ręce. Do jakiego zachowania skłaniałaby nas zatem postawa "bycia trochę niemożliwym"? Odpowiedź nasuwa się sama: zdobyć "trochę" śliwek i później uczynić z nimi co nam się tylko podoba. Ni mniej, ni więcej.
Pierwsza część tego tekstu była teoretycznym (i bardzo skomplikowanym) przygotowaniem do drugiej części, w której żadnego filozoficzno-lingwistycznego zamętu nie będzie; żegnamy się także ze śliwkami (nawiasem mówiąc, nie cierpię ich tak jak wiśni, jagód, truskawek, czereśni itp.).
"Być trochę niemożliwym" oznacza przekraczać granice własnych możliwości, każdego dnia stawać się kimś lepszym, pokonywać stereotypy, obalać fałszywe przekonania, przekraczać bariery, przezwyciężać wątpliwości, zaskakiwać: innych i przede wszystkim samego siebie. Stawiać pytania, proponować i kwestionować odpowiedzi, dochodzić w pocie czoła do Prawdy, a także dawać Prawdzie świadectwo.
"Być trochę niemożliwym" to również wierzyć; wierzyć w człowieka, w siebie, w Dobro, w idee, w wartości.
Dotrzeć do granicy granic, do kresu kresów, do bariery barier, do bramy bram i przekroczyć ją, wbrew ostrzeżeniom innych. Przekroczyć ją jednak nie w stylu husarii, nie frontalnym atakiem, nie śmiałym i energicznym krokiem, lecz nieśmiało, ostrożnie, czujnie i niepewnie.
W końcu masz prawo błądzić, czyż nie?
Masz jednak również prawo być odważnym; masz prawo myśleć inaczej niż wszyscy, masz prawo wierzyć inaczej niż wszyscy, masz prawo posługiwać się wyobraźnią inaczej niż wszyscy.
Masz prawo przekraczać nieprzekraczalne granice.
A gdy już je przekroczysz, nie musisz wyruszyć dalej. Nie musisz zbadać tego, co kryje się za tą granicą granic, kresem kresów, barierą barier i bramą bram. Możesz wrócić do swoich czterech ścian, usiąść przy kominku, sięgnąć po dobrą książkę i ciepłą herbatę i z dumą wypowiedzieć te oto słowa:
"Jestem trochę niemożliwy!".
Czasem nawet nie musisz niczego przekraczać ani pokonywać.
Czasem wystarczy szersze otworzenie oczu, zmiana perspektywy, jeden drobny gest, delikatna zmiana światopoglądu. Czasem wystarczy otwarcie się na miłość. Czasem wystarczy zauważenie w drugim człowieku bliźniego. Czasem wystarczy miłosierdzie. Czasem wystarczy przyznanie się do błędu.
"Być trochę niemożliwym" oznacza czynić pozornie niemożliwe możliwym.
Poprzedniego lata usilnie poszukiwałem odpowiedzi na pytanie o sens życia, nie dostrzegając, że odpowiedź mam pod nosem.
Dopiero po teraz uświadamiam sobie, że sens życia to właśnie owo "bycie trochę niemożliwym". Dopiero teraz przejrzałem na oczy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz