poniedziałek, 8 czerwca 2015

Lednica!

 Ze specjalną dedykacją dla W. N. A. i M.

 Zacznijmy od tego, że wykrzyknik którym posłużyłem się w tytule nie jest przypadkowy. Mówić i pisać o Lednicy bez używania wykrzykników to jak próbować opisać piękno świata za pomocą trzech kolorów: czarnego, białego i szarego. Rzecz jasna każdy ma prawo do takiej relacji i oceny wszystkiego, jaka tylko mu odpowiada; ja skoncentrowałem się na tym, czego doświadczyłem osobiście.

 Przed wyjazdem na Lednicę miałem sporo wątpliwości. W różnych relacjach i komentarzach pojawiała się krytyka wybitnie rozrywkowego charakteru tego przedsięwzięcia i trochę obawiałem się, że wyląduje w samym centrum czegoś, co zwykłem nazywać "komercyjnym chrześcijaństwem". Bałem się, że zostanę pochłonięty i zakrzyczany przez tłum, bałem się, że będę brał udział w spektakularnym widowisku, a nie spotkaniu o charakterze religijnym i przede wszystkim bałem się, że Bóg zostanie zepchnięty gdzieś na dalszy plan i że zabawa wygra z wiarą. Prawdę powiedziawszy, obawiałem się jeszcze setki innych rzeczy.

 Rzeczywistość pokazała jak niewiele wspólnego z prawdą miały moje obawy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, pierwsze pytanie, które z miejsca mi się nasunęło brzmiało następująco: "Jak pomieścić osiemdziesiąt tysięcy ludzi? Jak pomieścić ponad półtora Stadionu Narodowego? Czy to w ogóle możliwe?". Tak, to możliwe - odpowiedziała mi Rzeczywistość i wskazała palcem na rozległe i olbrzymie pola, zagospodarowane i przygotowane w nadzwyczaj rozsądny sposób. Wielki szacunek należy się harcerzom i ratownikom, którzy przez ponad kilkanaście godzin czuwali nad bezpieczeństwem uczestników spotkania i wkraczali do akcji, gdy zachodziła taka potrzeba (widziałem na własne oczy jedna z takich sytuacji); spodziewałem się chaosu, a spotkałem się z zadziwiająco sprawną organizacją.

  Potem z nieba zaczął lać się żar i było to koszmarne przeżycie. Co prawda było to do przewidzenia, ale w żaden sposób nie do zniesienia. W zasadzie od południa aż do szesnastej cierpiałem i umierałem z gorąca. Nie pomagały parasole, nie pomagały litry napojów pompowanych w siebie, nie pomagał mój czarny kapelusz. Koszmar zaczął chylić się ku końcowi wraz z oficjalnym rozpoczęciem spotkania - czyli mniej więcej koło piątej.

 Tego wieczoru podziwialiśmy kilka procesji (pierwsza z nich była moim zdaniem najbardziej spektakularna), spotkanie przesycone było bogatą i zróżnicowaną symboliką (m.in. nawiązanie do czterech żywiołów), nie mogło zabraknąć także tańców i śpiewów. Lecz punktem kulminacyjnym pierwszej części bez wątpienia była Eucharystia, której koniec nastąpił równocześnie z cudnym zachodem słońca.

 Najbardziej przeżyłem to, co nastąpiło wieczorem: liturgię ognia i adorację. Gdy zapadły ciemności i jedynym źródłem światła stały się świeczki i pochodnie, zrobiło się naprawdę magicznie. I te delikatne powiewy ciepłego wiatru. Było wyjątkowo. Było pięknie.

 I wtedy przyszedł do mnie Duch Święty i wypowiedział jedno, jedyne zdanie.

 "Wszystko jest prostsze, niż ci się wydaje".

 Tylko tyle i aż tyle. Dokładnie tyle, ile było mi potrzeba. Ogarnął mnie absolutny spokój i niezmącona pewność, że wszystko jest w Jego rękach i pod Jego kontrolą.

 Gdy wracałem, doszedłem do wniosku, który moim skromnym zdaniem tłumaczy fenomen Lednicy. Na Lednicy każdy dostaje to, po co przyjechał (albo przynajmniej ma taką możliwość). Ci, którzy przyjechali by się modlić i spotkać z Bogiem, mają taką szansę. Ci, którzy przyjechali by zjeść zapiekankę i gofra, poprzytulać się z ludźmi trzymającymi tabliczki "free hugs" (proceder co prawda legalny, ale zasługujący co najwyżej na politowanie), poopalać się i spędzić czas z przyjaciółmi, mogą to uczynić. Ci, którzy przedkładają modlitwę żywą i aktywną (wyrażającą się np. poprzez taniec) nad modlitwę w ciszy, wyskaczą się i zedrą gardła przy utworach Siewców Lednicy. Dla miłośników adoracji jest kaplica, gdzie przez cały czas wystawiony był Najświętszy Sakrament. 

 Dla wszystkich znalazło się tam miejsce. Także dla mnie. Indywidualista, który ledwo co pokochał życie we wspólnocie, tego dnia polubił bycie częścią tłumu.

 Taka była dla mnie tegoroczna Lednica.




0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009