Dziś, po sporej przerwie, powracam do pisania. W drodze są kolejne teksty związane z moimi przemyśleniami, spostrzeżeniami i emocjami, lecz na razie postanowiłem krótko opisać naprawdę wartościową lekturę.
Baśń dla dorosłych
Niewielu jest współczesnych pisarzy trzymających równy, wysoki, poziom bez względu na konwencję literacką, w której się udzielają. Bardzo szczególnie ten problem uwydatnia się w moim ulubionym gatunku - fantastyce. Często świetne powieści są przeplatane nieco gorszymi lub po kilku doskonałych opowiadaniach napotykamy na marną ich kontynuację w postaci książki. Wśród tych niespokojnych wichrów weny i inspiracji znajduje się jeden autor, którego każdą książkę czytam z zapartym tchem i po lekturze bez chwili zwątpienia kwalifikuję ją do kategorii "znakomita" lub "wybitna".
Chodzi o Neila Gaimana, brytyjskiego pisarza. Moja przygoda z jego twórczością zaczęła się od "Chłopaków Anansiego", powieści nieco żartobliwej, ale także dającej do myślenia. Sporo frajdy dostarczyło mi czytanie, skierowanych w zamyśle do młodszych czytelników, "Księgi cmentarnej" i "Koraliny"; szczególnie przy tej ostatniej, jak rzadko kiedy odczuwałem dziwny niepokój zmieszany ze strachem. Potem przez jakiś czas przymierzałem się do najsłynniejszej powieści tego autora - "Amerykańskich bogów", a kiedy wreszcie się do niej zabrałem, przeczytałem ją w dwa wieczory i przez kilkanaście dni leczyłem "książkowego kaca". Książka okazała się fenomenalna. Do tej pory każde obcowanie z dziełami, które wyszły spod pióra Neila Gaimana, było dla mnie znakomitą przygodą. Z łatwością oddawałem swoją świadomość w ręce mistrza, którego wyobraźnia i humor nie znały granic, a co ważniejsze, nie pozwalały się nudzić. Dość szybko zapolowałem na jego najnowsze dzieło - "Ocean na końcu drogi" i błyskawicznie zabrałem się za jego lekturę.
Imponujące wrażenie robi już okładka, zaprojektowana w nieco impresjonistycznym stylu. Zdecydowanie jednak ciekawiej prezentuje się fabuła tej krótkiej, nieco ponad dwustustronicowej powieści. Akcja nie jest przesadnie skomplikowana; mamy do czynienia z retrospekcją z dzieciństwa, opowiedzianą w narracji pierwszoosobowej. Główny bohater cofa się do tragicznych wydarzeń z dzieciństwa, które doprowadziły go do poznania otaczającego go świata z kompletnie innej strony. Choć może właściwiej byłoby powiedzieć, że dzięki splotowi wydarzeń odkrywa po prostu inny, choć położony na wyciągnięcie ręki, świat.
Jak zwykle nie zawodzą doskonale wykreowane postaci, na czele z głównym bohaterem i jego tajemniczą przyjaciółką - Lettie Hampstock, jednakże w zasadzie trudno któregokolwiek z bohaterów posądzić o zwyczajność i szarość. Od tej strony "Ocean" prezentuje się wyśmienicie. Pełno tu delikatnej ironii, dialogi są niezwykle żywe, a zarazem nieskomplikowane. W dodatku bardzo do gustu przypadł mi sposób przedstawiania "świata dorosłych" z perspektywy nierozumiejącego pewnych zachowań i zjawisk siedmiolatka.
Poza zgrabną i wciągającą historią i działającym na wyobraźnię miejscem akcji, odnotowałem bardzo ciekawe zjawisko. Odnoszę subiektywne wrażenie, że Gaiman szanuje czytelnika, pozostawia mu miejsce do działania, zaprasza go do udziału w przygodzie, a nie zmusza na siłę, jak to próbują czynić niektórzy współcześni pisarze.
"Ocean na końcu drogi" to książka, którą można przeczytać w zasadzie w jeden wieczór i być może to jest jej największa wada. Polecam ją każdemu, niezależnie od wieku. Tak jak we wczesnym dzieciństwie opowiadane nam baśnie, działa na naszą wyobraźnię, tyle że w przeciwieństwie do opowieści braci Grimm czy Andersena, robi to w sposób znacznie bardziej wysublimowany, a jednocześnie nam bliższy.
Moja ocena: 9,5/10
* * *
Mój profil na Facebooku
Inne moje recenzje:
"Wybacz mi, Leonardzie"... - recenzja
Walking on a Flashlight Beam - recenzja
"Źródło" - recenzja
Mój profil na Facebooku
Inne moje recenzje:
"Wybacz mi, Leonardzie"... - recenzja
Walking on a Flashlight Beam - recenzja
"Źródło" - recenzja
0 komentarze:
Prześlij komentarz