sobota, 18 kwietnia 2015

"Źródło" - recenzja


 Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem muzyki chrześcijańskiej. Generalnie rzecz biorąc, bardzo późno zacząłem kształcić swój gust muzyczny i od samego początku dominowała w nim dawna klasyka z lat 70. i 80. Dire Straits, później moja pierwsze poważna fascynacja - Uriah Heep, oczywiście Floydzi, Led Zeppelin i inne zespoły, które wśród moich rodziców mają przyklejoną łatkę "muzyka mojej młodości". Z czasem przyszło zainteresowanie także współczesnymi zespołami, które w większym lub mniejszym stopniu podpadają pod progresywnego rocka. Jednakże, mimo mojej względnej otwartości na inne gatunki, jakoś nigdy nie było mi po drodze z tym, co określa się szeroko jako "muzykę chrześcijańską". Niespecjalnie przypadały mi do gustu z jednej strony pełne patosu i powagi wolne pieśni, wykonywane być może pięknie, ale bez mocy i szczerości, a z drugiej stylizowane na popowe piosenki o lekkim charakterze, pozbawione głębi i przesłania. Przez jakiś czas szukałem odpowiedniego wyważenia, aż w końcu całkiem niedawno natknąłem się na zespół 2Tm 2, 3. Po dość pobieżnym zapoznaniu się z różnymi utworami z ich repertuaru i dojściu do wniosku, że brzmią one interesująco, absolutnie w ciemno postanowiłem kupić ich nową płytę "Źródło"

 Zanim przejdę do bezpośredniego opisu moich wrażeń dotyczących płyty, słowo o samym zespole. W jego składzie znajdują się muzycy o ugruntowanej renomie, m.in. Robert Friedrich "Litza" i Robert Drężek (Luxtorpeda), Dariusz Malejonek "Maleo" czy Tomasz Budzyński, ale także tacy, o których nie jest głośno na co dzień. Teksty piosenek są oparte w zdecydowanej większości na Biblii i to chyba chrześcijańskie przesłanie jest tym, co spaja ich kolejne płyty; ponieważ ich gatunku muzycznego nie da się jednoznacznie zdefiniować: grają od heavy metalu przez rock, reggae aż po muzykę folkową.

 "Źródło" zdecydowanie jest płytą, gdzie proporcje pomiędzy tymi wszystkimi gatunkami zostały dobrane idealnie. Album posiada swój niepowtarzalny klimat i atmosferę, a zarazem każda kompozycja brzmi inaczej, dzięki czemu nie mamy wrażenia maglowania bez przerwy tych samych utartych schematów. W mojej ocenie właśnie ten niezwykły nastrój - mieszanka niepokoju, tajemnicy, wiary i zawierzenia Bogu - czyni "Źródło" pozycją wyjątkową. Dwanaście piosenek zaśpiewanych w czterech językach razem tworzy spójną całość; momenty bardziej energiczne zgrabnie są przeplatane z tymi spokojniejszymi i ani przez chwilę nie odnoszę wrażenia, że coś znajduje się na nie swoim miejscu.

 Album rozpoczyna utwór "Haraqia", który w mojej ocenie jest absolutną perłą. W nim chyba zawiera  się cały geniusz 2Tm 2, 3; fantastyczna część instrumentalna, nieziemski wokal Angeliki Korszyńskiej-Górny i sama struktura piosenki; szczerze przyznam, że nie wiedziałem zbytnio czego się spodziewać nabywając płytę, ale już w zasadzie pierwsze takty "Haraqui" upewniły mnie, że to była bardzo dobra decyzja.

 Kolejne piosenki tylko ugruntowały moje przekonanie. "Nikt nie może dwom panom służyć" i "Eli Eli Lamma Sabahtani" to świetne kompozycje, szczególnie pod względem warstwy tekstowej.

 "Jestem jak robak, robak a nie człowiek; szydzą ze mnie ludzie, zaufałem Tobie; czemuś mnie opuścił, nie odpowiadasz, a ja wołam cały dzień, krzyczę całą noc, a Ty nie słyszysz mnie"



 Następne kompozycje mają ciut lżejszy charakter; "Duszu Swoju" przywodzi mi na myśl pieśni pasterskie, a piosenka tytułowa to ciekawa ballada o niezbyt skomplikowanym tekście, ale konkretnym przesłaniu. Dopiero następny utwór pt. "Po drugiej stronie rzeki' nie przypadł mi do gustu; w mojej ocenie jest to jeden z naprawdę niewielu (jeśli nie jedyny) słaby moment tego albumu.

 Punktem kulminacyjnym "Źródła" jest "Lamentacja". Ten ponad dziewięciominutowy utwór, oparty praktycznie na jednej muzycznej strukturze zawiera w sobie niezwykły niepokój i na przekór swojej prostej budowie sprawia bardzo monumentalne wrażenie. W dodatku bardzo mocny wydźwięk nadaje mu tekst; "Bóg mnie zaprowadził w ciemności..." - to nie jest psalm wyśpiewywany na cześć Pana, ale lamentacja i modlitwa człowieka zniszczonego i zranionego z prawdziwego zdarzenia.



 Miłośnikom reggae najbardziej do gustu przypadnie piosenka "Szukałem miłości". Choć sam nie jestem wielkim fanem tego gatunku muzyki, to jednak tekst z Pieśni nad Pieśniami (która jest jedna z moich ulubionych biblijnych ksiąg, zaraz obok Koheleta i Hioba) okazał się całkiem przyzwoitym poprawiaczem nastroju po oszałamiając mocnej "Lamentacji".

 Sama końcówka płyty to przedziwne zestawienie trzech utworów: "Szema Izrael" to dosadne wezwanie do kochania Boga, wysławiania Jego dzieł, ale także miłości bliźniego, "Hymn", śpiewany po węgiersku, brzmi bardzo delikatnie i ulotnie, natomiast "22" to energiczne zakończenie albumu. Ostatnie dwa wersy doskonale oddają przesłanie nie tylko płyty, ale także całej twórczości 2Tm 2, 3: "Będę głosił chwałę Twą; Głosił zawsze dniem i nocą".

 Podsumowując, uważam, że jest to bardzo dobry album. Być może nie wybitny, ale na pewno bardzo dobry pod względem muzycznym, a z chrześcijańskiego punktu widzenia przedstawiający w inny, niekoniecznie uproszczony, ale na pewno bardziej przystępny, sposób znane biblijne fragmenty. Są na nim momenty genialne, momenty bardzo poruszające serce, których nie wahałbym się użyć jako osobistej modlitwy. Są też momenty nieco słabsze (jak właśnie "Po drugiej stronie rzeki"), ale wziąwszy pod uwagę całokształt przede wszystkim charakteru zespołu, to sposób, w jaki wprowadzili oni elementy orientalne, wschodnie, hebrajskie i bałkańskie jest naprawdę godny podziwu.

Moja ocena: 8,5/10
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009