wtorek, 7 czerwca 2016

Prawdziwe oblicze hejtu


 Zanim zaczniesz czytać ten tekst, poświęć chwilę na uświadomienie sobie tego, jak jest beznadziejny i żałosny, niemal równie beznadziejny i żałosny jak jego autor. Dzięki!

* * *

 Istnieje cała masa pojęć, które ideologowie dziennikarze, politycy i spece od marketingu próbowali - i nadal próbują wprowadzić do tego, co powszechnie nazywa się "językiem debaty publicznej" albo "dyskursem społecznym". Kaczyzm, lewactwo, czy tytułowy hejt stanowią tego doskonałe przykłady; są to pojęcia tak bardzo szerokie, że aż puste. Można pod nie podciągnąć pod nie praktycznie wszystko z racji ich słabej definiowalności i oddziałać poprzez nie na oponenta w dyskusji na polu emocji. Zwolnienie dziennikarza z telewizji - kaczyzm! Popieranie legalizacji małżeństw dla osób homoseksualnych - lewactwo! Krytyczna opinia na temat czyjejś twórczości.... - hejt!

  Czym więc tak naprawdę jest hejt? Spójrzmy na to od strony praktycznej. Hejt jest trickiem, sztuczką, strategią obronną, po którą sięgają twórcy i opiniotwórcy, kiedy natykają się na nieprzyjemne dla siebie słowa krytyki, przeważnie w mediach społecznościowych. Hejt wbrew swojej pozornej toporności i braku wyrafinowania jest w tej swojej prostocie genialny - posługując się nim można sprowadzić całą krytykę, wszystkie argumenty przeciwników i trud włożony przez nich w ich przedstawienie do irracjonalnego obrażania, wyzywania i nienawiści. Chyba nigdy w historii szeroko pojęci przedstawiciele świata mediów, kultury i sztuki nie dysponowali równie potężną bronią. Drobną krytykę zawsze można zignorować. Ale jak dać odpór zmasowanemu atakowi na to, co się stworzyło/powiedziało? Dziś wystarczy nazwać to wszystko hejtem i nie tylko obronić w ten sposób własne stanowisko, ale jeszcze zrobić z siebie ofiarę i pogrążyć oponentów w dyskusji.

 Genialne, nieprawdaż?

 Oczywiście ironizuję, jednak sprawa naprawdę jest poważna. Bo jakie są prawdziwe zamiary tych, których wymyślili i wprowadzili to pojęcie do powszechnego użytku i aktualnie promują jego użycie przy każdej nadarzającej się okazji? Odpowiedź jest prosta i napawa grozą. W tym wszystkim chodzi o stopniowe i starannie zakamuflowane odbieranie wolności, w tym konkretnym wypadku: wolności słowa. Czymże są te wszystkie przepisy i regulacje dotyczące tzw. "mowy nienawiści", jeżeli nie przykrywką? Kiedy człowiek zakazuje czegoś drugiemu człowiekowi uciekając się do instytucji państwa i prawa, jasnym staje się, że sytuacja jest niebezpieczna. Zawsze przecież można poszerzyć te przepisy, czyż nie? Wprowadzić poprawki, zmodyfikować... i nim się obejrzymy, za opowiedzenie kawału naśmiewającego się z kogoś lub czegoś będziemy lądowali w więzieniach. 
  
 Nie twierdzę, że z całą pewnością tak będzie, ale myślę, że wziąwszy pod uwagę absurdalność naszych czasów, warto mieć to smutne proroctwo na uwadze.

 Ponadto pośrednim efektem tego promowania hejtu będzie spadek jakości wytworów kultury i sztuki. No bo jak tu odnaleźć i wyróżnić naprawdę wybitne dzieło, skoro wszystkie (w obawie przed oskarżeniem o hejt) staną się nagle dobre i piękne? I jak tu sprawić, by początkujący twórcy nauczyli się wyciągać naukę z popełnionych błędów, skoro samo ich wytykanie będzie niezaprzeczalnym przejawem hejtu? I co z relacjami twórca-odbiorcy? Czy twórca i jego fani tworzyć będą jedno wielkie towarzystwo wzajemnej adoracji, nie pozostawiając tym samym miejsca na krytykę, komentarze, refleksje?

  Mając do wyboru chronienie twórców i opiniotwórców przed niepożądanymi konsekwencjami ich wypowiedzi, działań i zachowań lub otoczenie opieką wolności wypowiedzi i prawa do krytyki, bez zawahania wybieram to drugie. 

 I proszę, nie mówcie mi, że jest różnica pomiędzy hejtem a konstruktywną krytyką. W teorii może jest. W praktyce jednak wychodzi na to, że oskarżony z morza konstruktywnych argumentów wyciąga kilka najbardziej obraźliwych i najmniej treściwych, w efekcie czego reszta ląduje w tej samej kategorii.

 Chcę być złym prorokiem, ponieważ hejt w swojej istocie i konstrukcji bardzo mi przypomina orwellowską myślozbrodnię. Oby, naprawdę oby, się w nią nie przerodził.









0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009