środa, 1 czerwca 2016

Co się kryje w ludzich spojrzeniach? (cz.2)


Night was very bright, night was very warm
Dry were leaves and soil, no sign of storm
Drowning in the crowd, suddenly I gazed deep into your eyes
And now I feel alive
...

Część 1 
*  *  *

 Inne miejsce, inna rzeczywistość.

 Wychodziłem właśnie z kina z dość słabego zagranicznego filmu reklamowanego wszem i wobec jako hit, który trzeba zobaczyć. Zwykle tego typu rekomendacje starczały mi aż nadto, bym omijał takie produkcje szerokim łukiem, jednak tym razem złamałem regułę (w końcu po cóż są reguły, jak nie po to by je łamać?) i skusiłem się na dwugodzinny seans obfitujący w słabe dialogi, mdłe i naiwne próby oddania relacji między głównymi bohaterami, przesadną zabawę efektami specjalnymi i tanimi chwytami mającymi, o ironio, chwytać za serce. Cóż, mój błąd, tak też się w życiu zdarza. Trzeba zacisnąć zęby i wyciągnąć z takich tragicznych doświadczeń wnioski na przyszłość.

  Zresztą, to nie sam film w tym wypadku był problemem. Gorzej, że ta lipna i naprędce sklecona fabuła, z nieodzownym wyświechtanym happy endem, robiła takie wrażenie na ludziach. Z niedowierzaniem patrzyłem, jak małżeństwa z niewielkim i średnim stażem opuszczały salę kinową wzruszone, przejęte historią nieszczęśliwie szczęśliwej miłości (klasyk: przeciwności losu nie są w stanie powstrzymać potęgi uczucia... skąd ja to znam?), czasem nawet zalane łzami. Odnosiłem przykre wrażenie, jakobym nagle stał się niewrażliwym i zgorzkniałym starcem nie potrafiącym dać się ponieść emocjom, nieskłonnym do romantycznych uniesień i szczerych wyznań. To było głupie. Byłem jedynym, który nie dał się wpuścić w beznadziejnie banalną pułapkę reżysera i scenarzystów, a sumienie wyrzucało mi bezduszność. To było bardzo nie w porządku.

 Jakaś część mnie pragnęła wykrzyczeć całe to niezrozumienie i złość na tych wszystkich ludzi, na ich naiwność i bezmyślność, na ten przeklęty instynkt stada. Poważnie? Czy to naprawdę tak trudno przełamać wewnętrzny opór i przez moment spojrzeć z dystansu?

 - Dla niektórych na pewno trudno - odpowiedziała na moje niewypowiedziane na głos pytanie dziewczyna opuszczająca salę jako ostatnia, odczekawszy prawie do końca napisów końcowych. - Ostatecznie wszyscy boimy się reakcji innych, a w wielu sytuacjach wybieramy mniej ryzykowny wariant zachowania wcale nie dlatego, że jesteśmy tchórzami i boimy się ryzyka, tylko dlatego, że taki wybór nie grozi nieprzyjemnymi komentarzami ze strony ludzi, na których nam zależy.

  Nie zastanawiałem się, jak udało się jej rozgryźć dręczące mnie myśli. Dostrzegłem w jej spojrzeniu ten przecudowny blask zrozumienia, który każe przestać pytać i wątpić, a nakazuje zaufać. Zaufałem więc. Bez namysłu zaprosiłem ją na kolejny seans, tym razem upewniwszy się wpierw, że to, co przyjdzie nam oglądać nie będzie drogim hollywoodzkim badziewiem.

  Film był niezły. Przed nim i po nim porozmawialiśmy nie więcej niż dziesięć minut o rzeczach mało ważnych, ale zawsze stanowiących przyzwoity temat do pogawędki. Nie przedstawiliśmy się sobie. Nie przegadaliśmy tego filmu. Nie opowiedzieliśmy o własnych wrażeniach i przemyśleniach.

  Nawet nie odprowadziłem jej z powrotem do domu. Wyrwała mi się, puściła do mnie oko, pomachała na pożegnanie i zniknęła w dogasającym majowym wieczorze. Nie było sensu jej gonić.

  Dziś, pozostało mi tylko wspomnienie tamtego dnia, tego filmu i jej śmiałego spojrzenia, trochę bezczelnego, trochę pytającego, trochę sondującego, trochę świdrującego. I jej uśmiechu, jednego z piękniejszych, jakie dane mi było kiedykolwiek widzieć.

  Ale uśmiechy to już temat na kompletnie inną historię...

 C.D.N.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009