niedziela, 3 kwietnia 2016

Zło jest złem zawsze i nie przestaje nim być nigdy ...

"Aborcja nie sprawi, że unikniesz bycia matką. Aborcja sprawi, że będziesz matką martwego dziecka".

  Są pewne tematy, na które po prostu nie lubię się wypowiadać, bo uważam, że brakuje mi kompetencji, doświadczenia czy najzwyklejszej mądrości życiowej. W końcu jestem tylko głupim osiemnastolatkiem, który nie zna życia, nie zakosztował w pełni jego gorzkich owoców, a co i rusz stara się wymądrzać w kwestiach, o których nie ma bladego pojęcia. Dobra, niech tak będzie. Może i tak rzeczywiście jest, nie wiem. Trudno mi oceniać. Mniejsza jednak o to. Dziś przełamuje swoją niechęć i piszę o aborcji, ponieważ czuję taką potrzebę i budzi się we mnie poczucie obowiązku. A tuż za nim rozlega się cichy, acz bezkompromisowy szept sumienia, nie tyle zachęcający, co nakazujący: "Musisz dać świadectwo, nieważne co pomyślą o tobie inni...". Przystaję na to. Daję świadectwo. Czemu? Głupocie, naiwności i życia niepraktycznymi ideałami, czy wierności własnym ideałom i pragnieniu ochrony każdego życia ludzkiego? - rozsądźcie sami.

 Zacznijmy od tego, że nie jestem kobietą, nigdy nie będę matką, a co za tym idzie, nigdy nie zrozumiem tego, co czuje matka: matka dziecka chorego, dziecka niechcianego czy dziecka pochodzącego z gwałtu. Lecz czy to miałoby dyskwalifikować moją ocenę moralną już na starcie? Nie, to przesadne uproszczenie i spłycenie dyskusji. "Sam nigdy nie byłeś w takiej sytuacji i nie wiesz, jakbyś się zachował!" - czy to nie infantylne? Czy cały mój system wartości i moja moralność mają opierać się wyłącznie na tym czego doświadczyłem/doświadczam/mam szansę doświadczyć? Wolne żarty. Mam prawo do swojego zdania i wypowiem je właśnie teraz, głośno i dobitnie, na przekór wszystkiemu:

Aborcja nie jest "sytuacją", "trudną decyzją", "koniecznym wyborem". 
Aborcja jest czynem. Aborcja jest aktem woli.

  I to jakim czynem? Najgorszym z możliwych. Odebraniem życia. Nie chcę tu się bawić w zasadność użycia określeń "zabójstwo" czy "morderstwo", bo nie o to tu idzie - ostatecznie każda sytuacja jest inna i do każdej trzeba podchodzić przynajmniej z ostrożnością, aby uniknąć wydania przedwczesnego niesprawiedliwego sądu. Jednak dla mnie te wszystkie usprawiedliwiające czynniki nie stanowią wystarczającego wytłumaczenia. Bo czy owe "dodatkowe okoliczności" coś zmieniają? Czy to ma aż takie znaczenie, w jakim wieku jest matka? Albo czy dziecko jest owocem niewierności małżeńskiej, gwałtu czy młodzieńczej lekkomyślności? Przecież to nie w tym kryje się istota problemu!

 Mam nadzieję, że łapiecie, o co mi chodzi. Ludzie powołując się na te wszystkie czynniki i hipotetyczne sytuacje, przez co zacierają, ukrywają i wypaczają prawdziwy sens aborcji. A jej treścią (bo trudno nazwać to przecież sensem) jest uśmiercenie człowieka. Jej treścią jest zło. A tak się składa, że ja zła nie toleruję.

 I jakkolwiek pragnę staram się być wyrozumiały i miłosierny dla wszystkich moich bliźnich, tak owo obostrzenie przestaje obowiązywać na płaszczyźnie wyborów i decyzji etycznych. Nie chcę potępić człowieka, chcę potępić zło!

 A aborcja ze wszech miar jest złem. I to kryjącym w sobie ten pierwiastek perfidnego wyrafinowania, którego nienawidzę; kobiety wybierać muszą pomiędzy własną wygodą, bezpieczeństwem a wyrzeczeniem. I w swej słabości czasami ulegają tej pokusie, co w wielu sytuacjach posiada tragiczne (nie tylko dla nienarodzonych dzieci, ale również dla ich psychiki) następstwa.

 Mały, bezbronny, osamotniony, słaby, człowiek. I matki, które świadomie bądź nie podpisują na niego wyrok śmierci. 

 I zanoszące się szyderczym śmiechem Wielkie Zło, zaskoczone i dumne z tak powszechnego wsparcia i akceptacji dla swych działań.

"Nie mogę uwierzyć, pokonują nas słowem
W miejsce człowiek, wymyślono słowo nowe
Produkt zapomnienia, fragment tkanki, skrzep
Odpad biologiczny spalony przez piec
Wyważona wrażliwość nie pozwala myśleć
Że ta mała iskierka to może jednak życie"





15 komentarze:

Anonimowy pisze...

No to przykład: jeżeli jestem człowiekiem, którego zgwałcono, i w związku z tym zmagam się z depresją, myślami samobójczymi, nie mam wsparcia społecznego, bo społeczeństwo obwinia ofiary, a na policji usłyszałam po gwałcie, że "trzeba było się tak nie ubierać", mężczyzna nie odnaleziony, usprawiedliwiony ("faceci tak mają"), albo dostaje wyrok w zawiasach i może skrzywdzić jeszcze kogoś innego, to ostatnią rzeczą, której potrzebuję jest 9 miesięcy zmagania się z ciążą. Zmagania z ciążą, (która NIE jest przeziębieniem, tylko niesie ze sobą ogromne skutki dla ciała i psychiki), ze świadomością, że muszę przestać korzystać z życia, że nie wolno mi robić wielu rzeczy, że zaczął się we mnie proces tworzenia istnienia ludzkiego, które w połowie jest mężczyzną, który mnie skrzywdził, a ja nie mogłam wziąć pigułki "dzień po" (bo niektórzy myślą, że to aborcja, a nie tylko hormony przesuwające cykl).

Stoję w niemożliwej sytuacji, gdzie ja nie umiem o siebie zadbać, bo to ja potrzebuję pomocy, a społeczeństwo zaczyna wywierać na mnie wpływ - otóż nieważne jak Ty się czujesz, masz przez 9 miesięcy być inkubatorem dla tego istnienia, znosić wszelkie niedogodności, mdłości, wydatki na lekarzy, leki, nowe ubrania, przejmować się trudnościami z bólem, chodzeniem, złym samopoczuciem, ciśnieniem, kontrolowaniem tego co jem, piję, w jakim towarzystwie jestem, ile mogę się zdenerwować, czy wolno mi ćwiczyć. To wszystko muszę zrobić w imię POŚWIĘCENIA SIĘ dla istnienia, którego mogę nie być w stanie wychować, które może oddam do adopcji, które może być chore, które może być zwykłym człowiekiem albo papieżem.

Nagle prawnie zmusza się mnie do heroicznego wysiłku donoszenia ciąży, której nie chcę. Jakim prawem ktoś wymaga ode mnie poświęcenia? Czy to też nie jest zło poprzez skazywanie mnie na psychiczne cierpienie, którego mogę nie unieść?

Poświęcenie działa tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jest moją własną ofiarą dla kogoś.

Nie wtedy, kiedy pod groźbą kary ja muszę zatrzymać swoje życie dlatego, że zostałam skrzywdzona i nie wolno mi podjąć decyzji, że te komórki, które we mnie się teraz tworzą mają 4 tygodnie i właściwie nie uważam, że mają duszę, cokolwiek odczuwają, myślą.

Żądacie ode mnie poświęcenia, na które nie jestem gotowa. Co dajecie w zamian?

Unknown pisze...

W takich wypadkach to państwo powinno zapewnić jak najlepszą fachową opiekę medyczną,psychologiczną i terapeutyczną, tak aby złagodzić stres i traumę związane z tą dramatyczną sytuacją. Nie można pozostawiać matek sam na sam z niechcianą ciążą, ale też nie można podsuwać im aborcji jako najlepszego z rozwiązań. To jest trudna, wymagająca sytuacja, ale nie niemożliwa do wytrwania. A aborcja wcale nie sprawi, że trauma i inne problemy znikną, to bardzo płytkie i naiwne myślenie. Aborcja czasami pogłębia te problemy, te depresje i myśli samobójcze. I moim męskim okiem mimo wszystko opłaca się przetrwać te 9 miesięcy (nie mówię, że muszą one być łatwe) i później oddać dziecko do adopcji, niż tak po prostu je unicestwiać. Moim zdaniem ludzkie życie jest warte więcej niż stany psychofizyczne lub emocjonalne. Ale to tylko moja opinia - zawsze pozostawiam moim czytelnikom margines wolności i wyboru, nie jestem nieomylny.

P.S. Dziękuję za ten głos! To też nie jest tak, że ja chcę kogoś do czegoś zmuszać. Ale nie akceptuję zabijania w imię wygody. Wiem, że są różne sytuacje, jednak człowiek staje się wielkim, kiedy potrafi w nich osiągnąć pełnię człowieczeństwa.
Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

"państwo powinno" ale wiesz, jaka jest rzeczywistość.

To nie jest tak, że ktoś robi aborcję dla zabawy, bo tak wygodnie, bo chyba nie da rady. To jest naprawdę ostateczność dla wielu ludzi, właśnie z powodów, które są oczywiste - jednak jest to życie, usunięcie ciąży prowadzi do komplikacji.

Mój problem jest w tym, że teraz nawet kobietę w najgorszej, najtrudniejszej sytuacji jaką możesz sobie wyobrazić, czeka nie tylko to wszystko, z czym związany jest gwałt i aborcja i cała reszta skutków fizycznych i psychicznych, tylko jeszcze ogólnie potępienie społeczne i państwowe wraz z łatką "morderca dziecka".

Jasne, "opłaca się przetrwać 9 miesięcy". Albo "życie warte więcej niż stany". Mam wrażenie, że bagatelizujesz, jak ogromnym obciążeniem jest fakt niechcianej ciąży. Może jako psycholog jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo nie jest to wybór, "Okej, postaram się przetrwać", a prawdziwy, długi, uciążliwy bój, nie do przejścia bez wsparcia społecznego czy państwowego, na które obecnie nie ma nawet nadziei.

W imię czego ma tak walczyć? W imię idei, która nie jest jej, po to, by 1. wykończyć się psychicznie i fizycznie 2. oddać dziecko (z tym też jest związana trauma) 3. wyrzucać sobie całe życie, że dziecko w domu dziecka ma tak przewalone życie, że wolałoby nie żyć. (to tylko jeden z wielu scenariuszy).

Urodzenie dziecka nie sprawi, że ktoś poczuje się bohaterem czy męczennikiem. Poświęcenie tej kobiety nie sprawi, że dziecko będzie miało zagwarantowane dobre życie.

Łatwo wydać osąd "to zło". Dużo trudniej zobaczyć w tym człowieka, który cierpi, a na którego nakłada się olbrzymią odpowiedzialność, nie dając wsparcia, a jedynie strasząc karą.

I znów pytam: jak można wymagać od tej kobiety poświęcenia za życie tego dziecka? Poświęcenie powinno być dobrowolne. Bo nie uznasz chyba, że nie jest to poświęcenie?

Przez lata wszyscy odwracali wzrok, nic nie zrobili, by poprawić sytuację zgwałconych kobiet i dzieci w domach dziecka, by ukarać krzywdzących, czy choćby poprawić stan środowiska, by dzieci nie rodziły się chore, a teraz krzyczą "mordercy!"

Unknown pisze...

1. Wiem, jak to wygląda i wiem, jak to powinno wyglądać.
2. Nie każda kobieta, która decyduje się na aborcję musi od razu być morderczynią. Niestety tak działają mechanizmy społeczne, na które nie mamy wpływu; ja osobiście po pierwsze, tak jak napisałem, potępiam czyn, nie osobę; po drugie, nie lubię generalizowania.
3. Nie żądam od kobiet heroizmu. Żądam odrobiny przyzwoitości. Nie chcę, żeby kobiety rodziły w imię idei, nie chcę żeby kobiety rodziły w imię własnego cierpienia, nie chcę żeby kobiety rodziły w imię przyszłych wyrzutów sumienia. Chcę, żeby rodziły dla życia; a co uczynią potem z tym życiem, czy je przygarną, czy je oddadzą, to już zupełnie inna sprawa. Byleby go nie zabiły.
4. Owszem, poświęcenie kobiety nie sprawi, że dziecko będzie miało dobre życie. Ale przynajmniej będzie je miało!
5. Tak, to jest poświęcenie. Ale nie poświęcenie z gatunku tych, którym kobieta nie jest w stanie podołać. Istnieją sytuacje gdy trzeba wybierać między życiem matki i dziecka i wtedy decyzja o urodzeniu dziecka jest prawdziwym heroizmem. A stawienie czoła własnym stanom psychofizycznym i emocjonalnym, trudnym myślom i depresji? Z całą pewnością nie jest to łatwe, ale nie można również tego traktować jako usprawiedliwienia, zwłaszcza że aborcja wszystko to pogłębia!
6. Uwierz mi, nie jest łatwo wydać osąd "to zło", gdy bierze się pod uwagę człowieka i wszystkie okoliczności towarzyszące jego czynom. Ale poza człowiekiem, na płaszczyźnie wartości moralnych, zło naprawdę jest złem i choć czasami niektóre sytuacje łagodzą jego wydźwięk, to w żaden sposób go nie uzasadniają.
7. Osobiście jestem zwolennikiem kary śmierci za gwałt i szlag mnie trafia, gdy widzę, że ludzie tak źli (milion razy gorsi od kobiet, które popełniły aborcję)żyją sobie na koszt państwa a cała odpowiedzialność za ich zło spada na kobiety.

Unknown pisze...

Aha i jeszcze jedno: odnoszę dziwne wrażenie, że z motywami aborcji jest właśnie na odwrót - skomplikowane i trudne sytuacje stanowią rzadkość, a ludzie się na nie decydują po to, by pozbyć się zbędnego ciężaru. Ale może się mylę, brakuje mi danych.

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

"5. Tak, to jest poświęcenie. Ale nie poświęcenie z gatunku tych, którym kobieta nie jest w stanie podołać."

No tak, ale nadal to poświęcenie. Z definicji ktoś się poświęca, znaczy, że CHCE dla kogoś coś zrobić >>własnym kosztem<<.
I skąd możesz wiedzieć, czy to jest poświęcenie, któremu kobieta może podołać? Dlaczego ma o tym decydować społeczeństwo / sąd / ty, a nie ta kobieta (i jej rodzina)?
Nie podoba mi się odbieranie kobiecie wyboru a) dam radę, podołam temu ciężarowi, chcę walczyć mimo wszystko albo b) nie dam rady, nie umiem zadbać o siebie, to jakim cudem mam zadbać o inne życie? Tylko ktoś za nią - za wszystkie kobiety uniwersalnie, niezależnie od przypadku, czasu, miejsca, okoliczności, stanu psychicznego i fizycznego kobiety - podejmuje decyzję: TY MUSISZ temu podołać.

Obecnie przyrównuje się zmuszanie kobiety do donoszenia niechcianej ciąży do tortur i nie jest to dalekie od prawdy... Efekt końcowy jest bardzo szlachetny, co nie zmienia faktu, że na te dziewięć miesięcy kobieta staje się niewolnikiem, bo odebrało się jej wybór.

Nie poruszam kwestii aborcji, które mają na celu pozbycie się zbędnego ciężaru. Po to jest antykoncepcja i pigułka po, żeby właśnie nie doprowadzić do takich sytuacji. Natomiast jeśli ktoś ma warunki, żeby lekkomyślnie uprawiać seks, to i będzie miał warunki do tego, żeby wykonać aborcję w kraju, gdzie jest to legalne. Na to brak mi przyzwolenia.
Natomiast osoby najbardziej pokrzywdzone zostaną skrzywdzone jeszcze bardziej.

Unknown pisze...


Parafrazując: Nie podoba mi się odbieranie dzieciom z gwałtu wyboru a) jego matka da radę, podoła temu ciężarowi, będzie chciała walczyć mimo wszystko i go urodzi albo b) nie da rady, nie umie zadbać o siebie, to jakim cudem ma zadbać o inne życie? Tylko ktoś za nie - za wszystkie dzieci pochodzące z gwałtu, uniwersalnie, niezależnie od przypadku, czasu, miejsca, okoliczności, stanu psychicznego i fizycznego matki - podejmuje decyzję: TY MUSISZ umrzeć lub TY MASZ szansę żyć.

Moim zdaniem nie ma miejsca na takie rozważania. Nawet za cenę częściowego odebrania kobiecie wolności wyboru. Pewnie wyjdę przez to stwierdzenie na autokratę albo tyrana, ale istnieją stany wyższej konieczności, a moim zdaniem taka sytuacja się do nich zalicza.

Inna sprawa, że państwo i otoczenie kobiety MUSI uczynić tą sytuację dla niej jak najmniej bolesną; zadbać o odpowiednią opiekę, wspierać i monitorować rozwój ciąży, a nie tylko pełnić rolę strażnika grożącego palcem.

Anonimowy pisze...

Państwo musi, państwo powinno, ludzie też powinni pomagać, a prawda jest jaka jest. Trudno im schylić się do pierwszej lepszej osoby obok, która potrzebuje pomocy.

A porównanie stanu dopiero co poczętego życia do uczuć matki zupełnie mnie nie dotyka - trudno mi sobie wyobrazić, że w tej sytuacji możemy mówić o jakimkolwiek wyborze dziecka. Nie jest w stanie, bo w tym momencie, kiedy uważam, że aborcja powinna być dopuszczalna (w ekstremalnych przypadkach), życie wewnątrz matki nie ma uczuć, nie ma przeżyć, nie ma myśli, nie podejmuje decyzji, nie przeżywa cierpienia psychicznego, nie odczuwa żalu, nie spala się ze wstydu, nie przeżywa depresji. Nie odbierasz dziecku wyboru bo ono nie ma świadomości. Nie ma też wyboru, czy matka nie pije, nie pali, czy ludzie wokół nie zatruwają go dymem, a jakoś nikt o to nie protestuje... nie ma wyboru, czy chce się urodzić, czy nie chce się urodzić. Traktowanie istnienia wewnątrz matki od momentu poczęcia jak pełnoprawnego obywatela nie jest dla mnie logiczne, ponieważ jest integralną częścią kobiety, bez niej nie istnieje.

"Nawet za cenę częściowego odebrania kobiecie wolności wyboru."
I to nie jest złe?
Przyzwalasz na zamach na wolność i skazanie kobiety na cierpienie. Powiedziałeś co myślisz, dla mnie to koniec rozmowy. Tu stawiam granicę. Super, że przyznałeś, że wierzysz, że wolno odebrać mi wybór. Ciekawe, że chciałeś załagodzić wypowiedź mówiąc "częściowe odebranie wyboru"... Ale nikt nie ma prawa odbierać mi wolności. W imię ŻADNYCH wyznawanych przez siebie zasad.
(Chyba że popełnię przestępstwo, to wtedy niech mnie ukarze państwo. Ale ochrona przeze mnie mojej wolności ma być przestępstwem? Absurd.)

Unknown pisze...

1. Zauważyłaś, że piszę nie o tym jak jest, a o tym JAK POWINNO BYĆ? To znacząca różnica.
2. Ciebie może nie dotyka, mnie tak. Nie rusza Cię to, że owo istnienie (skoro nie zgadzasz się na nazywanie go obywatelem) miałoby szansę doznawać tych wszystkich uczuć i przeżyć w przyszłości, gdyby tylko jego matka nie uznała swoich własnych aktualnych potrzeb za nadrzędne względem nich. Czy nie jest absurdem odbierać komuś prawo do posiadania własnych uczuć i przeżyć, motywując je uczuciami i przeżyciami innych?
3. W tej kwestii jeszcze jedno pytanie: popierasz eutanazję do ludzi znajdujących się w śpiączce i zalecałabyś w ich wypadku eutanazję? Przecież oni też nic nie odczuwają.
4. Wybór jest prosty: odebrać kobiecie wolność lub odebrać dziecku życie. Ja wybieram po prostu to pierwsze. Nie ma idealnego rozwiązania tego dylematu i trzeba opowiedzieć się za którymś z rozwiązań. Dla mnie jest to mniejsze zło.
5. powołujesz się, że na jakieś "rzekome zasady" w imię których chcę odebrać kobiecie wolność. To błąd. Ja nie chcę odbierać wolności w imię zasad, systemów filozoficznych, przekonań religijnych, politycznych czy czegokolwiek innego, ale W IMIĘ ŻYCIA.

Tyle w imię sprostowania.

memi pisze...

5. nie wiem skad bierzesz informacje, ze aborcja to poglebia, poczucie winy, zalu i depresja poaborcyjna sa bardzo rzadkie po zabiegu.

memi pisze...

zdecydowanie brakuje ci danych, i nie rozumiem dlaczego uwazasz ze jest to pozbycie zbednego ciezaru, skoro jest to decyzja szczegolnie stygmatyzowana.

Unknown pisze...

Ad. 1 - choćby ten artykuł: http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/choroby-kobiece/Aborcja-jej-wplyw-na-fizyczne-i-psychiczne-zdrowie-kobiety_38289.html

Ad.2: Czy mógłbyś/mogłabyś rozwinąć myśl, bo nie załapałem jej sensu?

memi pisze...

Ad. 1 "Większość psychiatrów wciąż jednak nie jest pewna, czy gorsze następstwa mogą mieć ewentualne negatywne skutki psychiczne, wynikające z niechcianej czy nieuświadomionej ciąży, czy też skutki jej przerwania."

Ad. 2
(z przeslanego przez Ciebie artykulu)
"Problem dopuszczalności i wykonywania aborcji jest wciąż mocno kontrowersyjny w odbiorze społecznym i jest przedmiotem różnych ocen moralnych. W Polsce istotny wpływ na postrzeganie tego problemu ma stanowisko kościoła katolickiego. Te kontrowersje mają swoje odbicie także w języku, jakim mówi się o aborcji. Od „zabijania nienarodzonych” po „prawo kobiet do decydowania o swoim ciele”."

Unknown pisze...

Ad.1 Przedmiotem niepewności nie jest to, czy istnieją negatywne skutki i następstwa aborcji, lecz to jak one się do wpływu niechcianej i nieuświadomionej ciąży na kobietę. Nie wiem, czego powyższy cytat miałby dowodzić.

Ad.2 Nie twierdzę, że sprawa aborcji nie jest kontrowersyjna i nie wzbudza emocji. Wręcz przeciwnie, jestem tego stuprocentowo świadomy. Korzystam z okazji i wyrażam swoją opinię. Nikomu nie chcę kneblować ust. Nikogo nie chcę zmuszać do wyznawania poglądów takich jak moje. Przedstawiam własne stanowisko, uzasadniam je i tyle.

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009