Tak właśnie brzmi złota myśl Naszych Czasów - największa i najpopularniejsza erystyczna sztuczka, po którą sięgają zarówno ludzie powszechnie szanowani, dziennikarze i publicyści, jak i przypadkowi internetowi dyskutanci. Nie trudź się, nie kombinuj, nie układaj logicznych argumentów. Walnij przesadzonym, a czasami nawet nieistniejącym, przykładem i nie zapomnij zrobić wokół opisanego przez siebie przypadku mnóstwo szumu. Krzycz głośno, nie bój się zagłuszyć innych. Prowokuj. Obrażaj. Ironizuj. Czepiaj się literówek. Omijaj niewygodne pytania, sam ustalaj przestrzeń do dyskusji. Wyśmiewaj przeciwnika, a gdy ten zacznie się czepiać, zniszcz go tekstem w stylu "Zdecydowanie brakuje Ci dystansu do siebie". Bądź pewny siebie. Kłam. Kłam do końca, nie baw się w półkłamstwa. Idź na przebój. 
  I, najważniejsze, nie baw się w chłodne analizy. Idź na żywioł. Graj emocjami. Nie pozwól, by przysłuchujący się dyskusji choć na moment uznali omawiany problem za teoretyczny; pamiętaj, praktyka, nie teoria! Dolewaj oliwy do ognia, smagaj rozjuszony tłum biczem, podkręcaj atmosferę. Nie komplikuj.
  Naprawdę uważasz, że kogoś obchodzi to, gdzie naprawdę leży prawda?
" (...) człowiek jest zły z natury. Gdyby tak nie było, gdybyśmy byli z gruntu 
uczciwi, tobyśmy się w każdym sporze starali tylko o to, aby dojść do 
prawdy, nie bacząc na to, czy zgadza się ona z naszym pierwotnie 
wygłoszonym zdaniem, czy też ze zdaniem przeciwnika; byłoby rzeczą 
obojętną albo przynajmniej całkiem drugorzędną. Ale tak jak się rzeczy 
mają, jest to sprawa główna, wrodzona zaś próżność, tak szczególnie 
drażliwa na punkcie zdolności umysłowych, nie chce dopuścić do tego, aby
 nasze pierwotne twierdzenie okazało się fałszywe, a twierdzenie 
przeciwnika słuszne. Wydawałoby się wobec tego, że każdy powinien by po 
prostu starać się nie wysuwać innych twierdzeń jak tylko słuszne i w tym
 celu najpierw myśleć, a potem dopiero mówić. U większości ludzi jednak 
do wrodzonej próżności dołącza się jeszcze gadatliwość i wrodzona 
nieuczciwość. Ludzie gadają, zanim pomyślą; jeżeli zaś potem widzą, że 
twierdzenie ich było błędne i że nie mają racji, to pragną jednak, aby 
się chociaż wydawało, jak gdyby było na odwrót. Dążenie do prawdy, które
 bywa chyba na ogół jedynym bodźcem podczas wysuwania pozornie słusznego
 twierdzenia, zostaje teraz całkowicie usunięte przez próżność; co 
słuszne, ma się wydawać niesłusznym i odwrotnie". - Artur Schopenhauer
 Istnieją tysiące rzeczy, które mnie drażnią, jednak dyskutowanie za pomocą wstrząsających przykładów znajduje się niemal na samym szczycie praktycznie tej niekończącej się listy. Zwłaszcza świadomie używane przez przeróżnych przeciwników w dyskusjach, z tym bezczelnym uśmieszkiem i irytującą pewnością siebie. Albo egzaltacja, unoszenie się i nadymanie, jakby omawiana kwestia stanowiła Największy Z Problemów Świata, przez co przeniesienie tego problemu na płaszczyznę teoretyczną wydaje się niemożliwe.
 Powiem wprost: nienawidzę tego! Lubię dyskutować, spoglądać na różne sprawy z obcych mi punktów widzenia, stawiać się w innych położeniach. Cenię tych, którzy się ze mną nie zgadzają. Szczególnie, gdy zwracają mi uwagę na coś, czego w swoich wcześniejszych rozmyślaniach nie uwzględniałem. 
 Ale do każdego, kto na starannie przygotowany wywód, odpowiada wstrząsającym i łzawym przykładem, czuję pogardę i litość. 
 I nie zmieni tego nawet fakt, że takie, wstrząsające i łzawe, sytuacje czasami naprawdę się zdarzają. 
 Lecz czy każdy wyjątek może przeczyć każdej regule?

0 komentarze:
Prześlij komentarz