sobota, 25 kwietnia 2015

Agape


  Nie ma co ukrywać, że nasz ojczysty język, chociaż piękny i bogaty, nie zawsze jest w stanie wyrazić  nasze emocje, uczucia, wrażenia i myśli za pomocą słów. Tak jak każda dziedzina nauki posiada swój żargon, bez znajomości którego nasze próby zrozumienia jej treści mijają się z celem (banalny przykład: matematyka; gdybyśmy nie znali pojęć trójkąta, punktu, sześcianu czy funkcji, nasze próby pojęcia zależności panujących między nimi z góry byłyby skazane na niepowodzenie), tak samo i w chrześcijaństwie istnieje pewna grupa terminów, które stawiają w zupełnie innym świetle podstawowe wartości moralne: miłość, wolność, sprawiedliwość etc. Właśnie jednym z takich pojęć jest agape.

   Pojęcie agape pochodzi z antycznej greki i znaczy tyle co miłość. I gdyby, tak jak w języku polskim, jedno słowo określałoby miłość bez względu na jej rodzaj, ten tekst nie miałby większego sensu. Jednakże starożytni grecy wyróżniali różne odmiany tego uczucia i tak obok agape funkcjonowały m.in. philia, eros czy storge. Myślę że nie bez powodu posługiwano się czterema różnymi słowami na opisanie tego największego z uczuć; ostatecznie każdemu z nas często towarzyszy wrażenie zagubienia w gąszczu własnych uczuć i niemożność jasnego wyrażenia własnych pragnień. 
  
  Przejdźmy jednak do samej treści agape. Pod tym pojęciem kryje się bezinteresowna, niezważająca na przeciwności losu, nieżądająca zadośćuczynienia i zapłaty, całkowicie wolna od pożądania i cielesności, pełna poświęcenia i gotowości do cierpienia, braterska lub siostrzana, miłość. Z różnych świadectw, jakie możemy odnaleźć (także w Biblii) wynika, że taka relacja panowała we wspólnotach pierwszych chrześcijan. Nierzadko zdarzało się, że bogacze wyprzedawali swój majątek, aby tylko wspomóc swoich biedniejszych współbraci; czynili to bez żadnej zawiści, z przepełniającą ich serca niewysłowioną radością, jaka może płynąć tylko z bezinteresownego czynienia dobra.
Z punktu widzenia dzisiejszego człowieka, taka agape to nie tylko przeżytek, ale także straszliwe niebezpieczeństwo. Przecież jak można uważać cudze życie za ważniejsze od własnego? Jak można cudze dobro przedkładać ponad własną przyjemność i bezpieczeństwo? Czy to w ogóle możliwe, żeby wyjść ze swojej, ogrodzonej ze wszystkich stron i w stu procentach niezagrożonej, strefy komfortu?
     
  Są dwa wyjścia. Możemy zagrzebać się w tych wszystkich zdeformowanych formach miłości, jakie oferuje nam dzisiejszy świat; zatracić się w egoistycznej trosce o własną przyjemność, patrzeć na drugiego człowieka wyłącznie jako środek do osiągnięcia zamierzonego celu, wyrugować z naszej definicji miłości wszystko co piękne i sprowadzić ją do pożądliwości i cielesności oraz poddać się wszechogarniającej nasz świat gorączce i ślepemu pędowi za zmysłowością.

   Albo wybrać agape.

  Wszyscy pragniemy być kochani i oczekujemy z niecierpliwością na to, aż zjawi się ktoś, kto nas pokocha. Obierając za ideał miłość agape, nie możemy czekać z założonymi rękami; musimy wyjść do ludzi i uświadamiać im ze wszystkich sił, że są kochani. 
 
  Oni tego pragną, tak jak usychającą roślina pragnie wody.
   
  Przeglądając kiedyś stary przedwojenny śpiewnik należący do mojej babci, znalazłem piosenkę zatytułowaną „Szaleńcy miłości”. Myślę, że jej tytuł świetnie obrazuje główną ideę tego tekstu.
 
Trzeba się odważyć, by zostać szaleńcem.
Trzeba się odważyć, żeby kochać naprawdę. 
  
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
- J 15, 13

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009