sobota, 10 września 2016

Czarne i białe


"Mieszanie dobra i zła to największa krzywda. Prosty, normalny człowiek chce wiedzieć, co jest dobre i co jest złe. Tak to sobie tłumaczę." - Dariusz Kowalski, bardziej znany jako Janusz Tracz

"Ludzie mówią o nich: Czy ten człowiek jest z Bogiem czy też z diabłem?”. Zawsze w szarości. Są letni, ani jaśniejący ani też w ciemności. Bóg takich nie kocha. W Apokalipsie Pan o tych chrześcijanach szarości, mówi: «Ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust» (Ap 3, 15-16). Pan jest mocny wobec chrześcijan szarości, którzy mówią: „Jestem chrześcijaninem, ale bez przesady!”, czyniąc jednocześnie wiele zła, bo sieją zamęt i złe świadectwo”- Franciszek

 Pamiętam do dziś burzę, która rozpętała się po moim pamiętnym wpisie (dla leniwych: tutaj) poruszającym temat aborcji. To był prawdziwy kij włożony w mrowisko. Najwięcej wyświetleń w historii bloga, najwięcej komentarzy (a w zasadzie jedna długa polemika z pewną czytelniczką), liczne udostępnienia etc.

 Może kogoś zdziwi to, co teraz napiszę, ale nie czułem się wtedy dobrze. Nie cieszyło mnie to całe zamieszanie, choć poniekąd taki właśnie był cel wpisu: walnąć prawdą między oczy. Trudno przychodziło mi cieszyć się z kolejnych wyrazów uznania od przyjaciół i znajomych (za wszystkie jednak serdecznie dziękuję), jeszcze trudniej wdawać się w kolejne dyskusji z osobami niezgadzającymi się z moją opinią. Nie wiem, dlaczego tak było, ale tamta sytuacja pozwoliła mi dokonać jednego bardzo interesującego spostrzeżenia:

 Mówienie prawdy i stawanie w jej obronie wcale nie musi być przyjemne. I to nie tylko ze względu na krytykę z zewnątrz. Teoretycznie powinienem być z siebie dumny, jaki to ja jestem wielki katolik i patriota, że tak odważnie prezentuję swoje poglądy i nie boję się ich bronić. Niczego takiego nie czułem. 

 Wtedy tego nie rozumiałem. Dziś uważam to za łaskę. 

  Łaskę pokory.

* * *

 Świat nie jest czarno-biały!

 Trudno zliczyć, ile razy natknąłem się w życiu na to stwierdzenie (Ty, zapewne również).
 Któregoś razu zacząłem więc się zastanawiać: czym u licha może być więc ta szarość, o którą tak uparcie niektórzy walczą? 
 Odpowiedź trochę się przede mną ukrywała, jednak w końcu ujawniła swoje prawdziwe oblicze.
 Odpowiedź ta brzmi: Okoliczności.
 Świat nie jest czarno-biały, ponieważ okoliczności towarzyszące poszczególnym wydarzeniom są zmienne i znacząco wpływają na ich odbiór i na nasze postawy zajmowane w tychże sytuacjach.
 Doprawdy?
 Serio można tak podchodzić do rzeczywistości? Że coś jest raz dobre w swej istocie, raz złe, a jeszcze kiedy indziej obojętne? Czy nie kryje się w tym jakaś sprzeczność?
 Jeżeli tego samego przestępstwa dopuszcza się celebryta i biedak, to przymykamy oko na postępowanie celebryty, wszak jest on dobrym znajomym dobrego znajomego sędziego! A do tego celebrytą!
 Jeżeli tego samego przestępstwa dopuszcza się celebryta i biedak, to przymykamy oko na postępowanie biedaka, wszak jest on biedny i jego położenie wszystko tłumaczy!
 Intencje, powody, okoliczności, jasne to wszystko ulega zmianom. Panta rhei!
 Istota konkretnych zjawisk takich jak kłamstwo i prawda, zdrada i uczciwość, oszustwo i sprawiedliwość, zło i dobro są niezmienne!
 To jest ta Czerń i Biel. 
 Szarość może tylko stanowić niewiele znaczący dodatek do nich, a już na pewno w żadnym razie nie powinna ich przesłaniać.

* * *

  Czym więc zatem powinno być mówienie prawdy i bronienie jej, skoro w swej istocie nie jest związane ściśle z przyjemnością i nie służy naszej wewnętrznej dumie?
  Obowiązkiem.
  Obowiązkiem nie przypisanym ściśle katolikom, patriotom, społecznikom, czy komukolwiek innemu.
  Obowiązkiem powierzonym wszystkim ludziom o wrażliwych sercach.

  * * *

 Tak, mi też się zdarza kłamać w dobrych intencjach. Albo przepisywać pracę domową na dziesięć minut przed lekcją. 
 Staram się jednak nie przechodzić koło tego obojętnie. Traktować jako konieczność w świecie obowiązujących reguł. Twierdzić, że tak po prostu musi być.
  Mam wyrzuty sumienia.
  To niewiele, racja.
  Ale "to niewiele" pozwala mi wynurzyć się choć na sekundę z oceanu szarości i zaczerpnąć czarno-białego powietrza, czystego, życiodajnego, pewnego.
  A to już coś więcej.

* * *

  Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli w coś się angażuję na poważnie, to angażuję się na sto procent, ze wszystkich sił, bez bylejakości (w tym miejscu pozdrowienia dla x. A.W.). Na szczęście nie prowadzi to do perfekcjonizmu, bo kolejną łaską, jaką otrzymałem, jest znajomość własnych ograniczeń. Bardzo ułatwia mi to życie, nie wdaję się w ślepą pogoń za idealnością.
  Nie zmienia to faktu, że gdy już się za coś biorę, staram się to zrobić dobrze. Nie zawsze mi to wychodzi, ale przynajmniej mam czyste sumienie, że zrobiłem...
  Zrobiłem, co mogłem.
 I zdanie to, traktowane poważnie, nie jako wymówka i frazes powtarzany przez ludzi, którzy z lenistwa odpuścili, poddali się, można uznać za świetny punkt wyjścia dla kogokolwiek do stworzenia własnej filozofii życia.
 Uwierz mi, tyle wystarczy, żeby pozbyć się ze swojej duszy sporej części tego pierwiastka szarości i stać się bardziej czarno-białym człowiekiem.
 A myślę, że gra jest warta świeczki.
  
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009