Czy w naszym, europejskim i cywilizowanym, świecie istnieje gorsze barbarzyństwo od palenia książek? Niezależnie od perspektywy, z jakiej patrzymy na taki akt, jest on zwyczajnie pozbawiony sensu. Z ekologicznego punktu widzenia (do którego naprawdę mi daleko) to marnowanie papieru; z artystycznego - najgorszy z możliwych sposobów wyrażenia swojej opinii na temat dzieła; ze społecznego - budowanie poparcia na fali fanatyzmu i sprzyjanie radykalności poglądów. Już nie wspominając o podstawowej zasadzie obowiązującej w kulturze; nawet jeżeli dzieło sztuki nie przypada nam do gustu, powinniśmy poprzestać na wyrażeniu własnej opinii. Jako zwolennik maksymalnej wolności, jestem przeciwny jakiejkolwiek cenzurze, nawet w uzasadnionych przypadkach, kiedy autor ewidentnie mija się z prawdą, przeinacza fakty lub publikuje treści mogące mieć niewłaściwy wpływ na czytelnika. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie samego z pasją podkładającego ogień pod nawet najgorszą szmirę pokroju... nie, nie zniżę się i nie przytoczę nazwy tego filmu nakręconego na podstawie książki, który aktualnie bije rekordy popularności (nawiasem mówiąc, marnie to świadczy o stanie współczesnej kultury, skoro takie "dzieło" jest oglądane na całym świecie)...
|
Berlin, maj 1933 |
Wracając jednak do pierwszej myśli tego tekstu: palenie książek jest objawem najgorszego fanatyzmu i bezmyślności; jest wyrazem sprzeciwu nie wobec twórczości, ale wobec idei i wobec wartości głoszonej przez autora książki. Z naszego, bezpiecznego, XXI-wiecznego, punktu widzenia, taka sytuacja, kiedy władze, w szale wściekłości zabierają się za organizowane palenie wytworów cudzego pióra, jest czymś bardzo odległym. Nie ma co się łudzić; w naszych czasach cenzura jest dużo bardziej wyrafinowana i nie pozwala sobie na tak otwarte ataki. Jednak wcale nie tak dawno temu, bo w latach 30 ubiegłego wieku, totalitarne państwo niemieckie postanowiło rozwiać wątpliwości pod adresem powieści "Na zachodzie bez zmian" Ericha Marii Remarque'a i, po uznaniu jej za szkodliwą dla przyszłego aryjskiego społeczeństwa, rozpoczęła zorganizowane jej palenia. Niezależnie od efektów całej tej akcji, warto wziąć pod uwagę fakt, że niszczenie książek zostało zainicjowane przez studentów, a w dziele tym dzielnie sekundowali im ich profesorowie i rektorzy.
Co do samej książki: jestem w stu procentach przekonany, że "Na zachodzie bez zmian" na zawsze wyleczyła mnie z entuzjastycznego młodzieńczego zachwytu, z jakim młodzi mężczyźni podchodzą do spraw wojny. Po lekturze tej powieści, przez pewien czas wydawało mi się nawet, że jestem pacyfistą, lecz teraz mam świadomość, że wojna należy do rzeczy ostatecznych, których należy za wszelką cenę unikać.
Przy pierwszym rozhuku granatów jednym uderzeniem zapadamy się
częścią naszego istnienia o tysiące lat wstecz. To instynkt zwierzęcia,
co się w nas budzi, wiedzie nas i ochrania. Nie jest on świadomy, jest o
wiele szybszy, znacznie bardziej nieomylny od świadomości. Niepodobna
tego wyjaśnić. Idzie się i nie myśli o niczym – nagle leży się w rowie
pośród gleby, a ponad tym pryskają w dal ułamki pocisków, ale niepodobna
sobie przypomnieć, iżby słyszało się nadlatujący granat lub, aby
myślało się o rzuceniu się na ziemię. Gdyby polegać na tym, byłoby się
już masą porozrzucanej miazgi. To było to inne, ta jasnowidząca czujność
w nas, która rzuciła nas o ziemię i ratowała nie wiedzieć jak. Gdyby
nie istniało to, od Flandrii aż po Wogezy, nie byłoby już od dawna
ludzi. Odjeżdżamy jako osowiali lub dobrze usposobieni żołnierze,
dostajemy się do strefy, gdzie rozpoczyna się front, i – staliśmy się
bestiami ludzkimi.
Można o wojnie pisać z patosem i mocą. Można ukazywać ją jako coś nieuniknionego, coś głęboko zakorzenionego w naszej naturze. Można uczynić z niej tło dla ważnych przemian społeczno-ekonomicznych.
Remarque napisał, w prostych, ale jakże prawdziwych słowach, o tym, jaka wojna jest naprawdę. O tym, jak widzi ją człowiek, kiedy zostaje rzucony prosto w jej wir, gdy wola przetrwania przezwycięża wszystkie nawyki i wszystkie przyzwyczajenia będące wytworami cywilizowanego świata.
Z tej perspektywy wojna jest klęską. Największą tragedią ludzkości. Najgorszym wytworem naszej cywilizacji.
Sam tytuł powieści, mówi o niej wszystko. "Na zachodzie bez zmian" - tak brzmiał komunikat radiowy rozgłaszany w Niemczech podczas walk na froncie zachodnim podczas I Wojny Światowej, kiedy tysiące żołnierzy ginęło po obu stronach, a linia frontu wciąż przebiegała w tym samym miejscu.
Ja już nie mam więcej do powiedzenia. Niech przemówi Erich Maria Remarque i Wasze sumienia.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
"Staliśmy się twardzi, nieufni, bezlitośni, mściwi, brutalni i tak było
dobrze; gdyż brak nam było tych właśnie cech. Gdyby posłano nas do
okopów bez tego wyszkolenia, wtedy większość z nas oszalałaby pewnie. W
ten zaś sposób byliśmy przygotowani na to, co nas czekało.
Nie załamaliśmy się, dopasowaliśmy się: nasze dwadzieścia lat, które niejedno czyniły nam tak ciężkim, były nam pomocą"
"My nie jesteśmy już młodzieżą. Nie pragniemy już zdobyć świata szturmem.
Jesteśmy uciekinierami. Uciekamy sami przed sobą. Przed naszym życiem.
Mieliśmy osiemnaście lat i rozpoczęliśmy miłować świat i istnienie;
musieliśmy strzelać do tego. Pierwszy granat, który padł, trafił w nasze
serce. Jesteśmy odcięci od tego, co czynne, od dążenia, od postępu. Nie
wierzymy już w to wszystko; wierzymy w wojnę"
"Jakżeż pozbawione sensu jest wszystko, co kiedykolwiek zostało
napisane, uczynione, pomyślane, jeśli coś podobnego jest możliwe.
Widocznie wszystko było skłamane i puste, jeśli kultura wielu tysięcy
lat nie zdołała temu zapobiec, przelaniu tych strumieni krwi, istnieniu
setek, tysięcy tych więzień udręki."
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Na zachodzie bez zmian" Ericha Marii Remarque'a
Jeśli masz taką możliwość, przeczytaj ją. Nie jest długa, nie jest napisana skomplikowanym językiem.