sobota, 22 sierpnia 2015

Fascynacja

0 komentarze

Ze specjalną dedykacją dla U. i N.

 Zacznę ten tekst nietypowo; nie od jakiegoś mądrego cytatu, życiowej prawdy czy łacińskiej sentencji, lecz od wyznania. Wyznania pewnego wstydliwego sekretu.

 Gdy byłem młodszy, strasznie, ale to strasznie, nie lubiłem dziewczyn. Wręcz ich nie cierpiałem. Na chłodno analizując sytuację z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że u korzeni takiej mojej postawy względem przedstawicielek płci przeciwnej leżało niezrozumienie. Rozpoczynając prawdziwe kształtowanie swojego charakteru, obrałem racjonalizm i realizm za dwie przewodnie zasady życia; stały się one takimi latarkami rozjaśniającymi mroczny gąszcz Prawdziwego Życia, w który powoli wkraczałem. Jak się później okazało, wcale nie uchroniły mnie one przed bolesnym pokaleczeniem się o ostre krzaki, lecz to już jest temat na inną opowieść. Tak czy owak, zauroczony żelazną skutecznością i genialnością logicznego sposobu patrzenia na świat, wszystko poddawałem analizie logicznej (oczywiście ze względu na moją niedojrzałość umysłową nie była ona doskonała; rzekłbym nawet, że wiele jej brakowało do miana "przyzwoitej"). To, co logiczne i zrozumiałe, było dobre. To, co nie - było złe. Tak oto wyglądał mój pierwszy system wartości, moja dziecinna moralność, mój pierwszy sposób wartościowania ludzi i idei.
  
 A dziewczyny, pomimo moich wszelkich dociekań i licznych prób zrozumienia (oraz nieprzebranych zasobów dobrej woli), pozostawały dla mnie nielogiczne. Irracjonalne. Absolutnie nie dające się opisać jedną uniwersalną regułą i zasadą. Dlatego machnąłem ręką i zostawiłem je w spokoju - tak jak wielu innych badaczy kobiecej logiki na przestrzeni wieków. Poza tym jeszcze wtedy nie potrzebowałem ich do szczęścia; chociaż stanowiły element mojego świata, to w żaden sposób nie uwzględniałem ich w swoich planach. Bo czy z dziewczynami można na poważnie zagrać w piłkę? Podyskutować się nimi o wyższości jednego rodzaju żołnierzy nad drugimi w popularnej komputerowej grze strategicznej? Stoczyć krwawą i wyczerpującą bitwę na szyszki? Raczej nie*.

  Minęło trochę czasu i, jak to często się w życiu zdarza, na głowę spadła mi metaforyczna cegła, która wywróciła mój ówczesny sposób myślenia i postrzegania świata do góry nogami, a niedługo potem doszczętnie go zniszczyła i pogrzebała. Mniejsza o szczegóły; wystarczy wiedzieć, że po otrzymaniu ciosu, zacząłem pisać wiersze, prowadzić pamiętnik, a przez kolejne trzy dni łaziłem (gwoli ścisłości: błąkałem się) po okolicy i myślałem, lub raczej usiłowałem myśleć. W marcowym chłodzie nie wychodziło mi to najlepiej; im bardziej się wysilałem, tym szło mi to gorzej. Ostatecznie skończyło się na kilku długich miesiącach przeżytych z koszmarnym mętlikiem w głowie i głęboką raną w duszy.



 To łzawe i niespecjalnie wydumane wyznanie stanowi jedynie wstęp, ma ono na celu wprowadzić nas w temat relacji męsko-kobiecych; i przygotować nas na drugą część tekstu - opowiadająca o tytułowej fascynacji. Czym ona u licha jest? Kogo dotyczy? Jak ją rozpoznać? I czy należy jej się obawiać?

 Zacznijmy od tego, że wyrzucimy sobie z głowy klasyczne znaczenie tego pojęcia (to już chyba staje się tradycją w przypadku moich tekstów**) - "bardzo silne zainteresowanie kimś lub czymś" (Słownik języka polskiego)  i sięgniemy ku etymologii tego niecodziennego pojęcia. Trop wiedzie nas prosto ku łacińskiemu fascinatio, któremu jednak znaczeniem daleko do naszej, polskiej fascynacji. W pierwotnym rozumieniu czasownik fascinare miał znacznie więcej wspólnego z... czarami i zaklęciami***. A zanim nabrał dzisiejszego znaczenia, wiązany był również z wdziękiem i zachwytem. Jak zatem rozumieć fascynację, którą mam zamiar opisać?

 Przede wszystkim jest ona więzią. Jedną z tych więzi, które zwykłem umieszczać w kategorii "Miłość i tematy okołobiegunowe". Żeby nie wdawać się w zbędne tłumaczenia - już starożytni myśliciele wyróżniali trzy/cztery rodzaje miłości, a oprócz nich istnieje cała gama zjawisk, fenomenów, trwałych stanów uczuciowych (istnieje w ogóle takie określenie?), które stanowią etapy pośrednie na drodze do miłości lub pod miłość starają się podszyć****. Właśnie jednym z takich fenomenów jest fascynacja.

 Jak ją rozpoznać w gąszczu innych, niekiedy bardzo silnych uczuć i doznań? Raz jeszcze wprowadzimy pewne rozróżnienie: człowiek zasadniczo może interesować się ciałem i/lub duszą drugiego człowieka. Pewne uproszczenie nakazuje uznać, że to sfera duszy jest tą "wyższą" i to ona bardziej zasługuje na naszą uwagę. Ja odżegnuję się od takiego postawienia sprawy i, podążając za tokiem myślenia Arystotelesa i Św. Tomasza z Akwinu, uznaję je za równe elementy składowe naszego "ja". 

 Najsilniejsze zainteresowanie ciałem drugiego człowieka zwykłem określać "pożądaniem". Najsilniejsze zainteresowanie duszą drugiego człowieka - "miłością bezcielesną", lub po prostu "platoniczną"*****.

  Fascynacja zaś stanowi idealne wyważenie pomiędzy tymi dwoma pierwiastkami, z naciskiem na to, że zainteresowanie cielesnością tej drugiej osoby ostatecznie prowadzi  do zainteresowania jej duchowością (chodzi oczywiście o osobowość i charakter drugiego człowieka).

 Poprzednie cztery akapity to była teoria. A jak to się ma do rzeczywistości? 

 Jeżeli błyszczące spojrzenie ciemnych oczu, tajemniczy półuśmiech, absolutnie urzekający sposób wysławiania się, zwiewność i lekkość dostrzegalna w każdym ruchu, melodyjny głos, zjawiskowa sylwetka, olśniewająca twarz****** - w skrócie wszystko, to co oddziałuje na naszą zmysłowość - prowadzi do zachwytu, refleksji i w końcu zainteresowania tą drugą osobą na poziomie jej duszy i charakteru, to wtedy mamy do czynienia z fascynacją.

*******

 Tak przynajmniej uważam ja; jeśli się ze mną zgadzasz, nie zgadzasz, jeśli czegoś nie rozumiesz lub rozumiesz lepiej niż ja, jeśli chciałbyś w jakiś sposób odnieść się do tego, co napisałem, skomentuj!

* - Jeżeli wśród czytających ten tekst dziewczyn jest znakomita piłkarka, fanatyczka komputerowych gier strategicznych lub niezrównana uczestniczka bitew na szyszki, to z całego serca ją przepraszam, jeżeli poczuła się dotknięta moim komentarzem; takie po prostu jest moje (i nie tylko moje) doświadczenie.
** - Co doskonale pokazują te teksty: ten, ten i ten.
*** - Źródło
**** - Słynne już rozróżnienie na eros, philia i agape oraz wiele wiele innych; np. moim skromnym zdaniem zauroczenie i zakochanie to również etapy pośrednie.
***** - Z wielkim bólem używam tego określenia, ponieważ wbrew utartej opinii, miłość platoniczna wcale nie polegała i nie polega na zrezygnowaniu z cielesnej bliskości; to jedno wielkie uproszczenie filozofii Platona. Jeżeli chcecie zabłysnąć w towarzystwie lub w szkole na lekcji polskiego, uczyńcie taką uwagę, a jeżeli ktoś was zapyta o źródło, odpowiedzcie "Tatarkiewicz".
****** - W tej wyliczance powinienem uwzględnić również czysto męskie atrybuty oddziałujące na kobiecą zmysłowość, ale ponieważ nie posiadłem jeszcze wiedzy w tej dziedzinie, odwołam się do doświadczenia moich czytelniczek; jeżeli któraś z was wie coś na ten temat, to niech sobie wstawi w to miejsce ową wiedzę lub podzieli się nią z innymi w komentarzu.

******* - Fascynacja jest piękna i dobra, nie bójmy się jej!

 

 


Read more
 

Wędrując przez noc. Design by Insight © 2009