Ze specjalną dedykacją dla T. i Ł. którzy swoją dyskusją sprawili, że pomimo całodziennego zmęczenia mimo wszystko zdecydowałem się napisać ten tekst.
Zapewne skuszone, zaintrygowane lub po prostu złapane na chwytliwy tytuł, Drogie Czytelniczki (i Czytelnicy oczywiście również), zastanawiacie się, o co chodzi. Nie będę Was trzymał długo w niepewności i od razu wyłożę kawę na ławę.
W naszych męskich sercach od czasu do czasu pojawia się pokusa, ażeby wskazać Wam, jak się powinnyście ubierać, jak powinnyście wyglądać, jak (i czy w ogóle) korzystać z dobrodziejstw makijażu, za jaką modą podążać, a jaką odrzucić; słowem: nachodzi nas (wypowiadam to w imieniu całego męskiego ogółu, podejrzewając, że tak jest w istocie, choć pewności nie mam) ochota, żeby pokazać Wam, jakie winnyście być, żeby nas oczarować, wzbudzić nasz zachwyt i zasłużyć na słuszne skądinąd komplementy. Do pewnej granicy (naprawdę subtelnej) ma to sens. Dalej - ani krztyny. Z naszego egoistycznego punktu widzenia próbujemy narzucać Wam ograniczenia, własne wizje Waszego piękna, roszczeniowo domagając się ich urzeczywistnienia.
Właśnie z tego między innymi niekiedy wypływają nasze gorzkie ironiczne komentarze pod adresem Waszej urody, ilości makijażu przez Was użytego czy też stylu i gustu, jakie posiadacie w kwestii ubioru.
Jednakże ja nie mam zamiaru dłużej należeć do tego korowodu krytykantów, malkontentów i pieniaczy. Koniec z tym! Basta! Oficjalnie i uroczyście, dnia dwudziestego czwartego stycznia roku pańskiego dwa tysiące szesnastego składam powyższe przyrzeczenie:
Szanowne Panie, ja pozostawiam Wam wolność! Ubierajcie się jak chcecie, malujcie się jak chcecie, dokonujcie estetycznych wyborów nie zważając na moją (jakby miała ona jakiekolwiek dla Was znaczenie...) i innych opinie. Bądźcie sobą, realizujcie się poprzez całą gamę środków upiększających stworzonych dla Was przez cywilizację (pamiętając zarazem, że najlepszym upiększaczem jest Wasz uśmiech). Przysięgam, że nie skrytykuję Was ani słowem i nigdy nie przyczynię się do sytuacji, w której Wasza wolność wyboru w tej dziedzinie miałaby być zagrożona.
Tak mi dopomóż Bóg!
I żeby nie było tak pompatycznie i patetycznie, oto krótkie wytłumaczenie przyczyn mojego zachowania.
Po pierwsze, nie lubię nikomu stawiać ograniczeń. Może to naiwne, ale ja naprawdę wierzę w dobre intencje żywione przez ludzi. Naprawdę wierzę w to, że się starają. Naprawdę wierzę w to, że stawianie im ograniczeń nie nauczy ich nigdy odpowiedzialności. Naprawdę wierzę w to, że każdy, naprawdę każdy, ma prawo wyglądać jak chce i stosować takie środki upiększające, jakie tylko mu przyjdą do głowy. Nawet jeżeli ich stosowanie miałoby doprowadzić do równie tragicznego końca, co nieszczęsną wdowę Minclową z "Lalki".
Po drugie, mam do Was, Szanowne Panie, zaufanie. Co więcej, zaufanie podparte doświadczeniem. Życie nauczyło mnie, że dziewięćdziesiąt pięć procent przedstawicielek Waszej płci doskonale wie, jak ubrać się i umalować tak, żeby zrobić na nas wrażenie. Doskonale znacie wszystkie rodzaje tuszów, podkładów, pudrów, lakierów i innych kosmetyków. Macie wiedzę. Wiecie, kiedy ich użyć. Wiecie, jak ich użyć. Przeciętna kobieta posiada znacznie większe rozeznanie w tej dziedzinie aniżeli nieprzeciętny mężczyzna. Podobnie jest z ubiorem - większość z nas (a przynajmniej ja) nie zna Waszych zasad w tej materii, a nawet jeżeli zna, to za cholerę (przepraszam za to wyrażenie, ale idealnie oddaje to, co chcę przekazać) ich nie rozumie. Ale czy to nam przeszkadza? Skądże! Moim skromnym zdaniem nawet dodaje Wam uroku i wdzięku! I naprawdę ani nie muszę wiedzieć, ani tym bardziej decydować za Was, jak i co będziecie nosić oraz jak będziecie się malować. Naprawdę. Bo...
I w końcu po trzecie, najbardziej przyziemny powodów: po prostu posługując się czarodziejską zawartością Waszych kosmetyczek lub zakładając taki a nie inny strój, naprawdę potraficie podkreślić czy wyeksponować Wasze piękno. My je podziwiamy, Wy jesteście zachwycone naszym podziwem - sprawiedliwy układ, nie? I to wszystko za Waszą zgodą. Wy się poświęcacie dla nas, abyśmy my mogli delektować się widokiem Was w pełnej krasie, co z kolei przynosi Wam (o ile rozumiem kobiecą psychikę) przyjemność. Trochę to zagmatwane, ale jeżeli poprzez obdarowanie Was wolnością we wszystkich tych estetycznych kwestiach mogę sprawić przyjemność Wam i sobie, to czemu miałbym się na to nie zdecydować?
I już na koniec, uprzedzając ewentualną polemikę - mam świadomość tego, że istnieją normy obyczajowe. I wbrew pozorom osobiście jestem gotów się im w większości sytuacji podporządkować. Ale moim Czytelniczkom i wszystkim pozostawiam wolność i po prostu daję szansę. Ufam w Wasz rozsądek i w Waszą odpowiedzialność.
Nie zakończę tego tekstu apostrofą "Nie zawiedźcie mnie!".
Zakończę go prostym:
Róbcie, co Wam się żywnie podoba!